środa, 21 stycznia 2009

I love the world

Sztuka reklamy w służbie Discovery Channel.

czwartek, 15 stycznia 2009

Dokarmianie psa

Filmik może lepszy na Święta, ale bardzo mi się podoba. Niestety Joe Monster nie pozwala embedować, więc zostaje tylko link.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Znów Bliski Wschód

W ostatnich dniach jesteśmy świadkami kolejnej odsłony konfliktu na Bliskim Wschodzie. Wciąż nie widać perspektyw zaprowadzenia trwałego pokoju w tym rejonie. Poruszyć chciałbym jednak przede wszystkim temat reakcji globalnego społeczeństwa.

Historię konfliktu po krótce każdy powinien znać, a jeśli nie, odsyłam do Wikipedii, albo bardziej rzetelnych źródeł wiedzy historycznej. Główna idea i cel Hamasu, a i większej części krajów arabskich, to zniszczenie Izraela. Powzięli oni takie postanowienie w momencie powstania tego kraju, wypowiadając wojnę już dzień po ogłoszeniu niepodległości. Skupmy się jednak na dzisiejszej sytuacji.

Dziś Izrael jest niewielkim, ale silnym państwem, otoczonym przez świat arabski. Za każdą granicą są wrogie państwa, które mniej lub bardziej jawnie pragną zniszczenia Państwa Żydowskiego. Już sam fakt przetrwania, a nawet militarnej dominacji, budzi u mnie podziw. Izraela czy Żydów można nie lubić, ale trzeba przyznać, że świetnie sobie radzą w niełatwym otoczeniu. W licznych konfliktach, wywoływanych przez islamistów, potrafili rozszerzyć swoje granice. Być może nie było to najlepsze posunięcie w sensie dyplomatycznym, ale z drugiej strony uzyskali większą swobodę działania i ułatwili sobie obronę terytorium przed zakusami sąsiadów. Od lat problemem pozostaje Autonomia Palestyńska. O ile na Zachodnim Brzegu nie jest źle, a prezydent Abbas potrafił w miarę możliwości ostudzić agresję tamtejszych mieszkańców, to Strefa Gazy, od czasu przejęcia tam władzy przez Hamas, jest nieustannym źródłem konfliktu.

Kiedyś byłem zwolennikiem strony palestyńskiej. Wydawało mi się, że są stroną uciskaną. Izrael okupuje ich tereny, a każdy naród powinien mieć prawo do samostanowienia. Przełomem w moim podejściu był, o ile dobrze pamiętam, rok 2005, kiedy Izrael zlikwidował osiedla założone na terenach Autonomii. Jaka była reakcja Palestyńczyków? Uznali krok za słuszny i prawidłowy, ale zapowiedzieli, że nie wyrzekną się agresji, dopóki nie zniszczą całego Izraela. W ten sposób nie można rozmawiać. Polityka powinna opierać się na kompromisie i wzajemnych ustępstwach, jednak z tamtym światem nie ma co na nie liczyć. Emocjonalnie stoję murem za Izraelem. Uznaję ich prawo do obrony własnych obywateli. Mało tego, Arabów uznaję za zagrożenie dla naszej cywilizacji, choć to temat na osobny post, albo i cały blog. Stąd w naszym interesie jest, aby Żydzi radzili sobie z agresją Palestyńczyków. Dziś stanowią oni przedmurze naszego świata. Większość agresji zaślepionych muzułmanów kierowana jest w ich stronę, a Izrael dobrze sobie z nią radzi.

Chcąc zrozumieć Palestyńczyków, próbuję wysnuć pewne analogie. W końcu w naszej historii nie brak okupantów, zaborców i rzeszy innych agresorów. Każde z powstań, zrywów niepodległościowych, uznajemy za czyny szczytne, choć nieudane. Każdy stoi po stronie rodaków w walce o niepodległość. Sytuacje te różnią się jednak tłem historycznym. Palestyńczycy podnoszą, że Izrael został utworzony na ich terenach, został narzucony przez Brytyjczyków, aby pozbyć się Żydów z Zachodu. Nikt jednak nie przypomina, że islam powstał w VII w., a lud Abrahama tereny te, również ogniem i mieczem, wydarł tubylcom kilkadziesiąt wieków wcześniej. Kto ma teraz do nich największe prawo? Ten kto władał nimi najdłużej, jako pierwszy, przez ostatnie tysiąc, czy pięćdziesiąt lat? Nie sądzę, żeby dało się odpowiedzieć na to pytanie dobrze, dlatego należałoby doprowadzić do rozsądnego kompromisu. Jak jednak pisałem wyżej, jest to nierealne.

Do kogo porównać dzisiejszych Palestyńczyków? Do walczących w Powstaniu Listopadowym? Styczniowym? Warszawskim? Szarych Szeregów? Może Ślązaków, którzy chcieliby utworzyć własne państwo? Myślę, że najlepszą analogią jest hipotetyczna sytuacja, w której z dawnej Rzeczpospolitej, ciągnącej się od morza do morza, wyrywa się Białoruś. Z jaką reakcją powinno się to spotkać? W dawnych czasach na pewno rozwiązaniem byłaby zbrojna interwencja. Dziś nie uznałbym jej za najlepsze wyjście. Raczej skłonny bym był przyznać im prawo do własnego kraju, starając się pozostać w dobrych stosunkach dyplomatycznych. Dążę do tego, że porównywanie walki Palestyńczyków, do walk niepodległościowych Polaków nie ma podstaw. Oburzenie społeczności międzynarodowej, nawoływania do zawieszenia broni, krytyka ataku na Strefę Gazy są naiwne i błędnie uznają Palestyńczyków za ofiary. To Hamas w kilka dni po zakończeniu zawieszenia broni wznowił konflikt bombardując tereny żydowskie. Jeśli nie potrafisz zabić wilka, nie ciągnij go za ogon. Krytyka interwencji w Autonomii nie ma chyba podstaw innych, niż przesadna poprawność polityczna. Kraje Zachodu i duża część ich społeczeństw, wzywając do zakończenia walk, zapominają, kto na prawdę za nie odpowiada. Nie rozumieją chyba, że wycofanie się Izraela niczego nie zmieni. Równocześnie nie zauważają, że ci sami muzułmanie, których tak zaciekle chcą bronić na Bliskim Wschodzie, stają się problemem w ich własnych krajach.

Rozpisywać się na te tematy można długo, jednak ani to miejsce, ani właściwa pora. Najistotniejszym faktem jest, że ustępstwa ze strony Izraela, przynajmniej od czasu śmierci Icchaka Rabina, nie spotykają się ze zrozumieniem drugiej strony i nie przynoszą żadnych długoterminowych skutków. Zatem jeśli nie marchewka, zostaje kij.