środa, 30 czerwca 2010

wtorek, 29 czerwca 2010

O Mundialu

Mistrzostwa już za połówką, a ja dopiero pierwszy raz piszę na ich temat. Cóż, gorączka trwa, niemal wszystko jest skomentowane, zanim zdążę się zastanowić. Ale trochę się już nazbierało.

Aby zachować chronologię, zacznę od pierwszej kolejki mistrzostw. Powszechny zawód. Ciężko teraz stwierdzić, czy była to kwestia piłki, czy innych czynników, ale faktem jest, że wiało śmiertelną nudą. Nawet Brazylia nie potrafiła obić Korei Północnej, monotonna gra Hiszpanii okazała się niewystarczająca na Szwajcarów. Później zrobiło się trochę lepiej, ale średnia liczba goli na mecz wyniosła 2,1, przy 2,33 w Niemczech i aż 2,71 w Korei i Japonii. Najmniej goli padło w grupach „hiszpańskiej” – 8 i „angielskiej” – 9. Większość mediów najbardziej ekscytowała się odpadnięciem Włoch i Francji.

Rozstrzygnięcia 1/8 finału są dla mnie bardzo satysfakcjonujące z punktu widzenia sympatii piłkarskich, ale najwięcej emocji i tak wzbudzili sędziowie. Feralnej niedzieli nie uznali prawidłowej bramki dla Anglii, a uznali bramkę z ewidentnego spalonego strzeloną przez Teveza. Dzień wcześniej nie zagwizdano co najmniej dwóch oczywistych karnych w meczu Korea Płd. – Urugwaj, po jednym dla każdej z drużyn. Sytuacje te ściągnęły oczywiście kolejną falę krytyki na międzynarodowe władze piłkarskie, w szczególności Międzynarodową Radę Piłkarską (IFAB), która w marcu zablokowała wszelkie możliwości wprowadzenia nowoczesnej technologii na Mistrzostwa. Oczywiście znów nie obyło się bez komentarzy na temat składu Rady, w której zasiadają przedstawiciele federacji: angielskiej, szkockiej, walijskiej i północnoirlandzkiej oraz czterech przedstawicieli FIFA, ze Szwajcarem na czele. Za dopuszczeniem zmian byli, co nie dziwi, Anglik i Szkot, reszta się im sprzeciwiła.

Wracając do aspektu piłkarskiego 1/8 finału, było już znacznie lepiej. W meczach padało przeciętnie 2,75 gola, niestety znów zawiodła Hiszpania. Po przeciętnej grze w grupie, zawodnicy postanowili wspiąć się na wyżyny nudy i grać a'la Barcelona, której styl chyba niedługo wyjdzie wszystkim bokiem. Kibice zorientują się, że wymiana podań w obronie, to nie to, co chcą oglądać. Co więcej? Niemcy, choć po wspomnianych kontrowersjach, zasłużenie wygrali z Anglią, Argentyna podobnie rozprawiła się z Meksykiem, któremu należą się brawa za przepiękną bramkę. Brazylia z łatwością rozprawiła się z Chile, Paragwaj zanudzał z Japonią i awansował po pierwszych karnych w tym turnieju. Zawodzi niestety Holandia — chociaż wyniki mają zadowalające, w każdym meczu strasznie się męczą i nie daję im zbyt dużych szans z Brazylią.

Jakie przewidywania na przyszłość? Stawiam na Urugwaj, Brazylię, Niemcy (obym się pomylił) i Hiszpanię. Finał? Czyżby znowu Brazylia - Niemcy? W dalszej perspektywie pojawia się szansa na złagodzenie stanowiska „leśnych dziadków” z IFAB. Korzystania przez sędziów z powtórek raczej się nie spodziewam, ale może pojawi się przynajmniej technologia namierzania piłki, aby nie było wątpliwości kiedy przekracza linię.

Na koniec ciekawostka. Co się stanie, jeśli bramkarz strzeli sobie bramkę "z piątki"?

środa, 9 czerwca 2010

Archipelag GUŁag t.II

Po odgryzieniu kęsa chleba, zostaje na miękiszu krwawy ślad – to szkorbut. Niedługo zaczną wypadać zęby, gnić dziąsła, otworzą się rany na goleniach, całe kawały ciała zaczną odpadać, pojawi się trupi fetor, twarde guzy nie pozwolą nogom się rozgiąć, ale takich chorych szpital nie przyjmuje, więc pełzają sobie po żonie na czworakach. – Twarz ciemnieje, jak od opalenizny, skóra się łuszczy, biegunka chwili spokoju nie daje – to pellagra. Biegunkę trzeba jakoś wstrzymać – jedni łykają więc po trzy łyżki kredy dziennie, inni twierdzą, że gdyby dostać gdzieś śledzi i porządnie się ich najeść – to może by pomogło. Ale gdzie te śledzie? Człowiek słabnie coraz bardziej – i tym szybciej, im był większy i mocniejszy. Tak już osłabł, że nie potrafi włabudać się na górną pryczę, nie potrafi przestąpić przez leżącą kłodę: musi oburącz podnosić nogę albo przeczołgiwać się na czworakach. Biegunka pozbawia człowieka nie tylko wszystkich sił – lecz także wszelkich zainteresowań – innymi ludźmi, życiem, własnym losem. Człowiek głuchnie, głupieje, nie potrafi już płakać, nawet gdy go ciągną na powrozie, jak wór za saniami. Już nie boi się śmierci, wpada w różowy nastrój, nic nie budzi w nim sprzeciwu. Przekroczył wszystkie granice, zapomniał imion swoich najbliższych, nie pamięta już, jak sam się nazywa. Czasami całe ciało zdychającego z głodu człowieka pokrywa się sinoczarnymi wrzodami z maleńką ropną główką – są wszędzie: na twarzy, rękach, nogach, nawet na mosznie. Nie sposób ich dotknąć, tak bolą. Wrzodziki dojrzewają, pękają same, wycieka z nich gęsta, czarniawa ropa. Człowiek gnije żywcem.


Jeśli po twarzy twego sąsiada z pryczy nagle rozpełzną się zdezorientowane czarne wszy, gnieżdżące się zwykle na głowie – to niezawodna oznaka śmierci.