poniedziałek, 12 stycznia 2009

Znów Bliski Wschód

W ostatnich dniach jesteśmy świadkami kolejnej odsłony konfliktu na Bliskim Wschodzie. Wciąż nie widać perspektyw zaprowadzenia trwałego pokoju w tym rejonie. Poruszyć chciałbym jednak przede wszystkim temat reakcji globalnego społeczeństwa.

Historię konfliktu po krótce każdy powinien znać, a jeśli nie, odsyłam do Wikipedii, albo bardziej rzetelnych źródeł wiedzy historycznej. Główna idea i cel Hamasu, a i większej części krajów arabskich, to zniszczenie Izraela. Powzięli oni takie postanowienie w momencie powstania tego kraju, wypowiadając wojnę już dzień po ogłoszeniu niepodległości. Skupmy się jednak na dzisiejszej sytuacji.

Dziś Izrael jest niewielkim, ale silnym państwem, otoczonym przez świat arabski. Za każdą granicą są wrogie państwa, które mniej lub bardziej jawnie pragną zniszczenia Państwa Żydowskiego. Już sam fakt przetrwania, a nawet militarnej dominacji, budzi u mnie podziw. Izraela czy Żydów można nie lubić, ale trzeba przyznać, że świetnie sobie radzą w niełatwym otoczeniu. W licznych konfliktach, wywoływanych przez islamistów, potrafili rozszerzyć swoje granice. Być może nie było to najlepsze posunięcie w sensie dyplomatycznym, ale z drugiej strony uzyskali większą swobodę działania i ułatwili sobie obronę terytorium przed zakusami sąsiadów. Od lat problemem pozostaje Autonomia Palestyńska. O ile na Zachodnim Brzegu nie jest źle, a prezydent Abbas potrafił w miarę możliwości ostudzić agresję tamtejszych mieszkańców, to Strefa Gazy, od czasu przejęcia tam władzy przez Hamas, jest nieustannym źródłem konfliktu.

Kiedyś byłem zwolennikiem strony palestyńskiej. Wydawało mi się, że są stroną uciskaną. Izrael okupuje ich tereny, a każdy naród powinien mieć prawo do samostanowienia. Przełomem w moim podejściu był, o ile dobrze pamiętam, rok 2005, kiedy Izrael zlikwidował osiedla założone na terenach Autonomii. Jaka była reakcja Palestyńczyków? Uznali krok za słuszny i prawidłowy, ale zapowiedzieli, że nie wyrzekną się agresji, dopóki nie zniszczą całego Izraela. W ten sposób nie można rozmawiać. Polityka powinna opierać się na kompromisie i wzajemnych ustępstwach, jednak z tamtym światem nie ma co na nie liczyć. Emocjonalnie stoję murem za Izraelem. Uznaję ich prawo do obrony własnych obywateli. Mało tego, Arabów uznaję za zagrożenie dla naszej cywilizacji, choć to temat na osobny post, albo i cały blog. Stąd w naszym interesie jest, aby Żydzi radzili sobie z agresją Palestyńczyków. Dziś stanowią oni przedmurze naszego świata. Większość agresji zaślepionych muzułmanów kierowana jest w ich stronę, a Izrael dobrze sobie z nią radzi.

Chcąc zrozumieć Palestyńczyków, próbuję wysnuć pewne analogie. W końcu w naszej historii nie brak okupantów, zaborców i rzeszy innych agresorów. Każde z powstań, zrywów niepodległościowych, uznajemy za czyny szczytne, choć nieudane. Każdy stoi po stronie rodaków w walce o niepodległość. Sytuacje te różnią się jednak tłem historycznym. Palestyńczycy podnoszą, że Izrael został utworzony na ich terenach, został narzucony przez Brytyjczyków, aby pozbyć się Żydów z Zachodu. Nikt jednak nie przypomina, że islam powstał w VII w., a lud Abrahama tereny te, również ogniem i mieczem, wydarł tubylcom kilkadziesiąt wieków wcześniej. Kto ma teraz do nich największe prawo? Ten kto władał nimi najdłużej, jako pierwszy, przez ostatnie tysiąc, czy pięćdziesiąt lat? Nie sądzę, żeby dało się odpowiedzieć na to pytanie dobrze, dlatego należałoby doprowadzić do rozsądnego kompromisu. Jak jednak pisałem wyżej, jest to nierealne.

Do kogo porównać dzisiejszych Palestyńczyków? Do walczących w Powstaniu Listopadowym? Styczniowym? Warszawskim? Szarych Szeregów? Może Ślązaków, którzy chcieliby utworzyć własne państwo? Myślę, że najlepszą analogią jest hipotetyczna sytuacja, w której z dawnej Rzeczpospolitej, ciągnącej się od morza do morza, wyrywa się Białoruś. Z jaką reakcją powinno się to spotkać? W dawnych czasach na pewno rozwiązaniem byłaby zbrojna interwencja. Dziś nie uznałbym jej za najlepsze wyjście. Raczej skłonny bym był przyznać im prawo do własnego kraju, starając się pozostać w dobrych stosunkach dyplomatycznych. Dążę do tego, że porównywanie walki Palestyńczyków, do walk niepodległościowych Polaków nie ma podstaw. Oburzenie społeczności międzynarodowej, nawoływania do zawieszenia broni, krytyka ataku na Strefę Gazy są naiwne i błędnie uznają Palestyńczyków za ofiary. To Hamas w kilka dni po zakończeniu zawieszenia broni wznowił konflikt bombardując tereny żydowskie. Jeśli nie potrafisz zabić wilka, nie ciągnij go za ogon. Krytyka interwencji w Autonomii nie ma chyba podstaw innych, niż przesadna poprawność polityczna. Kraje Zachodu i duża część ich społeczeństw, wzywając do zakończenia walk, zapominają, kto na prawdę za nie odpowiada. Nie rozumieją chyba, że wycofanie się Izraela niczego nie zmieni. Równocześnie nie zauważają, że ci sami muzułmanie, których tak zaciekle chcą bronić na Bliskim Wschodzie, stają się problemem w ich własnych krajach.

Rozpisywać się na te tematy można długo, jednak ani to miejsce, ani właściwa pora. Najistotniejszym faktem jest, że ustępstwa ze strony Izraela, przynajmniej od czasu śmierci Icchaka Rabina, nie spotykają się ze zrozumieniem drugiej strony i nie przynoszą żadnych długoterminowych skutków. Zatem jeśli nie marchewka, zostaje kij.

2 komentarze:

BJ pisze...

Jak każdy w tej sprawie jestem nie obiektywny. Ja, ponieważ spotkałem kilkoro młodych Palestyńczyków. Jeden z nich, gość ok 25 lat opowiadał o tym jak władze Izraela 3 razy doszczętnie zburzyły jego dom w Strefie Gazy bez podawania przyczyny.
Oczywiście masz rację pisząc o Hamasie ciągnącym wilka za ogon, nie raz to miało miejsce. Rok 2005 nie jest jednak dobrym argumentem. Już wtedy Izrael doprowadził do całkowitej izolacji Strefy Gazy niszcząc tam wszelką infrastrukturę. Tam nie ma wody, prądu, handlu - nie ma niczego, jak we śnie Kononowicza. Akt likwidacji osiedla o którym napisałeś był raczej działaniem pod publiczkę, zasłoną dymną. Nie usprawiedliwiam Hamasu ale też widzę desperację ludzi tam mieszkających.

Jeśli chodzi o poprawność polityczną wydaje mi się, że ona jednak nakazuje się nie odzywać, a nie bronić Palestyny. Może w ostatnich dniach to się zmienia. Przecież Izrael ma ogromne wpływy w USA, a przez to w ONZ. Izraelczycy mają niezwykłe wpływy w światowych mediach. Dlatego gdy ginie jeden Izraelczyk to słyszy o tym cały świat, a gdy ginie trzech Palestyńczyków to już niekoniecznie. Gdyby nie ogromne wsparcie USA i całego świata to Izraela już by nie było, bo cały ten "arabski" świat by połknął Izrael. A agresja muzułmanów nie kumuluje się tylko w około Izraela tylko wokół USA także.

Na koniec: nie lubię używać zamiennie Izrael - Żydzi bo Judaizm to religia i do niej nic nie mam, a nie narodowość. Tu chodzi o państwo Izrael i jego władze. Państwo dziwne bo 90% obywateli żyje teoretycznie w diasporze :) Dziwna sprawa.

Brainac pisze...

Odpowiem od końca, bo będzie mi najłatwiej. Jestem świadom, że Żydami nazywa się wyznawców judaizmu, ale równocześnie, Żydem raczej trudno się stać, a i trudno przestać nim być. Jak na pewno wiesz, tę narodowość czy pochodzenie dziedziczy się po matce. Osobiście nazywam ich tak, bo nie lubię słów Izraelici (nasuwa mi jednoznaczne skojarzenia ze Starym Testamentem), ani Izraelczycy (jakoś mi nie brzmi). Nie robi mi to większej różnicy, ale chyba Żyd nie wyznający judaizmu, wciąż nazywa się Żydem.

Co do poprawności politycznej, trochę celowo naciągnąłem, ale choć Izrael ma poparcie USA, nie spotykam ludzi, którzy podzielają moje zdanie, a użalających się nad Palestyńczykami bardzo wielu.

Agresja świata muzułmańskiego, owszem, kieruje się też w kierunku Stanów, ale jest raczej pochodną nienawiści do Izraela i Żydów jako ludu. Ta sięga nie tylko powstania państwa Izraela, ale znacznie, znacznie dalej. Żydzi byli prześladowani właściwie cały czas, gdy tereny te były pod panowaniem muzułmanów i, z tego co wiem, nie były to pojedyncze przypadki, ale regularne czystki.

Wpływów w światowych mediach osobiście nie doświadczam. Może mam za małe ich spektrum. Słyszę natomiast o wezwaniach kolejnych głów państw do wycofania wojsk. Ja nie potrafię sobie wyobrazić ignorowania faktu ostrzeliwania terytorium Izraela setkami rakiet i pocisków, bo przecież do tego musiałoby się to sprowadzić. Na dodatek przeczytałem dziś, że poleciały też rakiety z Libanu. Najwyraźniej Hezbollahu niczego ostatnia wojna nie nauczyła.

Jeśli chodzi o historie pojedynczych Palestyńczyków nie wypowiadam się, bo żadnego nie spotkałem. Na pewno konflikt jest tragedią dla wielu rodzin, ale według mnie Hamas prowadzi do tego za ich poparciem.

Co do roku 2005, być może było to zagraniem pod publiczkę, ale nie zmienia to mojego podejścia do odpowiedzi strony palestyńskiej.

Jestem też świadom katastrofy humanitarnej, jaka ma tam miejsce, ale może zamiast kupować amunicję, lepiej by było wydać pieniądze na, choćby minimalną, poprawę podstawowej infrastruktury? Hamas woli strzelać, organizować terroryzm, a w razie czego zasłaniać się swoimi cywilami.

Mógłbym poruszyć więcej kwestii, ale po co od razu odkrywać wszystkie karty ;)

P.S. Kategorycznie żądam nowych ciekawych postów na Twoim blogu! :)