czwartek, 12 czerwca 2008

Polityka i obyczaje

Od czasu ostatnich wyborów parlamentarnych w polityce bardzo się uspokoiło. Ataki ze strony PiS-u traktowane są często jak szczekanie zbitego psa, a z lewicy w stronę rządu kamienie padają nieczęsto. Tym bardziej godne zauważenia są kwestie dotyczące styku polityki, prawa i obyczajów.

Pierwsza z nich, choć późniejsza, to podniesienie przez świeżo upieczonego przewodniczącego SLD Grzegorza Napieralskiego problemu krzyża wiszącego w Sejmie, a w ogólności w urzędach państwowych. Sprawa ta nie budzi niemal w nikim wątpliwości, choć stanowiska bywają zgoła przeciwne. Reakcja prawicy, a właściwie jej przedstawiciela w osobie Tadeusza Cymańskiego jest przewidywalna. Poseł mówi o walce z bogiem, "podjaraniu" atmosferą w odwiedzonej niedawno Hiszpanii. Chyba ani przez chwilę nie przechodzi mu przez myśl, że lewica ma w tym względzie sporo racji, bo skoro rozdział Kościoła i państwa, to skąd symbole religijne w najważniejszym gmachu naszego kraju. W podobnym tonie wypowiada się "prawoskrzydłowy" PO Stefan Niesiołowski, tłumacząc, że nawet w PRL komuniści akceptowali krzyże. Nie zauważa tej subtelnej różnicy, że wtedy to Kościół był prześladowany, dziś, coraz częściej jest stroną prześladującą, a przynajmniej o prześladowanie się ocierającą. W przeciwnym, co oczywiste, tonie wypowiada się Joanna Senyszyn. Przypomina, że Sojusz stoi na takim stanowisku od lat i obiecuje, że Napieralski do tej sprawy wróci. Moje stanowisko dla osób, które mnie znają, lub miały okazję czytać, jest chyba oczywiste. Nie widzę powodu, dla którego w instytucjach świeckiego państwa, które powinno traktować wszystkie religie na równi, ma pojawiać się symbol religijny tylko jednej z nich, choćby najliczniejszej. Nijak się ma to do demokracji, która choć jest władzą większości, to traktować powinna wszystkich równo.

Kolejnym przykładem chorej sytuacji, jaka panuje tam, gdzie swoje macki wpycha Kościół, jest zgwałcona 14-latka, której lekarz nie chciał usunąć ciąży, choć ma do tego prawo, a do tego sprowadził księdza. Afera zrobiła się głośna, dziewczynę wożą od Annasza do Kajfasza, a ciąży nadal nikt nie chce usunąć. W międzyczasie ustawił się za nią rządek "obrońców życia", którzy wywierają na nią presję i podobno opublikowali jej dane, łącznie z numerem telefonu. Nie wiem jak trzeba być, nie boję się użyć tego słowa, tępym, żeby zmuszać, czy choćby zachęcać 14-letnią dziewczynę do macierzyństwa. Kiedy chodzi o seks przedmałżeński, nastolatkom takim tłumaczy się, że ich organizm nie jest gotowy na urodzenie dziecka, więc aby nie ryzykować, nie powinny uprawiać seksu. Piękna dwulicowość, ale czego więcej się spodziewać po ludziach, którzy wmawiają innym, że bóg stworzył Świat niemal dotknięciem różdżki, a w XIII wieku Polskę zamieszkiwały dinozaury. W taki sposób przestrzega się u nas aborcyjnego "kompromisu". Sprawa Alicji Tysiąc okazała się żadną nauką.

Ostatnią i chyba najśmieszniejszą tego typu sprawą jest niedawny hałas wokół Janusza Palikota. Szczytem była obietnica b. wiceministra Mirosława Orzechowskiego, który miał zamiar donieść do prokuratury na okoliczność obrazy uczuć religijnych, za krytykę w kierunku Tadeusza Rydzyka. Jak widać kapłan za życia stał się obiektem kultu religijnego.

Jak widać, chociaż zmieniła się ekipa przy władzy, niby wciąż zbliżamy się do Zachodu, to katolicy wciąż mają przekonanie o swoich specjalnych prawach, a wszystkie inne religie traktowane są jak sekty.

Brak komentarzy: