środa, 11 czerwca 2008

WIGwam

Ponad 2 lata temu, zachęcony świetnymi wynikami funduszy inwestycyjnych, sam postanowiłem włożyć w nie nieco pieniędzy. Wyszedłem z pozornie słusznego założenia, że specjaliści od inwestowania nie zmarnują moich pieniędzy. Moment zakupu jednostek wybrałem niezbyt szczęśliwy, bo w okolicy lokalnego maksimum, ale inwestycja przez długie miesiące okazywała się udaną. Po pewnym czasie postanowiłem swoje aktywa jeszcze powiększyć, patrząc na giełdowe Eldorado. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że decyzja ta była zła. Co gorsza popełniłem dwa ogromne błędy, które nigdy więcej mi się nie przytrafią. Nie analizowałem giełdowych indeksów codziennie i, wierząc w rychłe odbicie, nie umorzyłem swoich jednostek uczestnictwa, kiedy był na to czas.

Dziś, dysponując nieco większą wiedzą, a przede wszystkim przykrym doświadczeniem, nie daję się już tak łatwo wystrychnąć na dudka. Na giełdzie, jak nigdzie indziej, sprawdza się powiedzenie, że nadzieja matką głupich. Nawet jeśli nie słuchać analityków, którzy też popełniają błędy, nie wolno pozostawać głuchym na najprostsze argumenty. Ślepa wiara w siłę polskiej gospodarki, a tym bardziej w to, że prędzej czy później doprowadzi ona do odbicia indeksów, jest równie naiwna, co wszelkie religijne wierzenia. Giełda tej wielkości jest nie tylko podatna na negatywne sygnały płynące z rynku, ale najzwyklej pada ofiarą potężnych inwestorów zagranicznych, nawet jeśli ci nie mają wobec niej złych zamiarów. Tym bardziej efektywnym narzędziem staje się choćby najprostsza analiza techniczna. Bezwzględnie opierając się na kilku podstawowych formacjach czy wskaźnikach, duże straty można było zamienić na zysk.

Obecnie nie czuję się już przywiązany do produktów TFI, nie waham się ani chwili w podjęciu decyzji, co okazało się właśnie na początku tygodnia ze wszech miar słuszne. Teraz zamierzam zaryzykować nieco gotówki i zmierzyć się z handlem akcjami, z tym jednak trzeba zaczekać, aż WIG osiągnie kolejne w ostatnich kilku miesiącach dno. Gra własnymi pieniędzmi będzie doskonałym impulsem, aby zagłębić się nieco w tajniki giełdy, od analizy technicznej zaczynając, ale, mam nadzieję, na niej nie kończąc. Póki co udało mi się na podstawie skromnej wiedzy sprawnie zareagować na książkową sytuację, jaką pokazał nam indeks giełdowy, ale wcześniej wciąż optymistyczne podejście nie pozwoliło mi uwierzyć w to, co wynikało z racjonalnych analiz. A oszczędziłbym na tym trochę grosza. To z jednej strony przelało swoistą czarę goryczy, a z drugiej przekonało mnie o nie do końca zrozumiałej siły analizy technicznej. O swoich przyszłych decyzjach dotyczących handlu akcjami, postaram się na bieżąco pisać. Póki co jest już za późno i kompozycja nawet tego postu pozostawia wiele do życzenia.

Brak komentarzy: