poniedziałek, 15 grudnia 2008

Illusion

Jak niektórzy wiedzą, w sobotę byłem we Wrocławiu na koncercie. Koncercie niezwykłym, bo miała miejsce reaktywacja legendarnego zespołu Illusion. Twierdzą, że na jeden koncert, ale coś czuję, i nie tylko ja, że na jednym się nie skończy. Ale nie o tym.

Na koncert do Hali Stulecia wybraliśmy się w pięciu. Prawie 5 godzin pociągiem, kilka przystanków tramwajem i wchodzimy na koncert. Przejście przez ochronę, szatnia (3zł za sztukę!) i na płytę. Pierwsze wrażenie niesamowite. I wcale nie chodzi o grę Huntera, który właśnie zaczął zwijać manatki. Budynek, jak łatwo się domyślić, już ponad stuletni robi duże wrażenie. W Spodku w zasięgu swojej pamięci nie byłem, więc to największa hala jaką widziałem. Doskonałe nagłośnienie. Idealne miejsce na koncert, zwłaszcza taki koncert.

Po chwili na scenie znalazła się Coma. Jak wszyscy twierdzili zagrali bardzo dobrze. Instrumentalnie nawet na mnie zrobili wrażenie, a przy solówce basisty, wszystkim „cenka” opadła. Niestety wokalista zarzynał żyrafę jak zwykle, nieustannie przypominając mi czemu nie lubię tego zespołu. Przez cały koncert wyczekiwałem momentów, w których można posłuchać reszty ekipy, niezagłuszanej przez wokal.

Następny zespół – Acid Drinkers był dla mnie największą niewiadomą. Ich muzyki nie słucham, jest dla mnie za ciężka, na dłuższą metę mnie męczy. Całość muzyki słyszanej z płyty zlewa mi się w jeden hałas. Tymczasem na żywo to zupełnie inne doznanie. Zespół grał rewelacyjnie, „ciężar gatunkowy” muzyki nie przytłaczał, dzięki doskonałemu nagłośnieniu można było podziwiać popisy gitarzysty, który był chyba najmocniejszym punktem. Titus miał niezły kontakt z publicznością. Dodatkowo atmosferę budowała niedawna, niespodziewana śmierć gitarzysty. Wizerunek Olassa cały czas widniał na scenie, a zespół grał tylko jedną gitarą. Co jakiś czas Titus nawiązywał do osoby zmarłego, na jeden kawałek zeszli ze sceny, a na telebimach wyświetlono klip z udziałem Aleksandra Mendyka. „Acidzi” nie bawili się w planowane bisy. Zagrali to, co zamierzali i ustąpili miejsca gwiazdom wieczoru, zostawiając publiczność porządnie rozgrzaną.

Illusion, co nie dziwi, zostało przywitane owacyjnie. Z największym przebojem nie czekali do końca, i dobrze. „Nóż” błyskawicznie ruszył publiczność i większość zaczęła skakać. O samym kawałku chyba nie ma co pisać – brzmiał jak na płycie, a dookoła było kilka tysięcy skaczących ludzi. Nie przedłużając tego posta, Illusion zagrało rewelacyjnie, Lipa doskonale radził sobie z publicznością, ujmował możliwościami wokalnymi. Usłyszeć można było chyba wszystkie ważne piosenki, a zespół zaskakiwał dobrą formą po 9-letniej przerwie. Jedno, czego żałuję, to że, koniec końców, nie odrobiłem pracy domowej i nie przesłuchałem dokładnie dyskografii, ale wpływ na to miały niezawinione względy techniczne. Koncert, ktory i tak oceniam bardzo wysoko, na pewno znajduje się w 3, może 5 najlepszych, na jakich byłem, podobałby mi się jeszcze bardziej.

Po koncercie prosty scenariusz: walka o kurtki, w której miałem szczęście nie brać udziału, spacer przez Rynek na dworzec kolejowy i godzina koczowania, wraz z wieloma innymi uczestnikami koncertu, w oczekiwaniu na pociąg. Podróż minęła szybko – niemal całość przespaliśmy – i zostało tylko doczłapać do mieszkania.

Trudno o sobotnim koncercie powiedzieć złe słowo. Niby nie podoba mi się wokal Roguckiego, w szatni była totalna dezorganizacja, chociaż kasowali za nią słono, wracać trzeba było w chłodzie, ale wrażenie ogólne jest doskonałe i niezapomniane. To zdecydowanie dobrze wydane 60zł na bilet i dodatkowe koszty, pewnie dwukrotnie większe.

P.S. Google Trends o Acid Drinkers.

Brak komentarzy: