poniedziałek, 16 listopada 2009

Szykujcie pentagramy

Punkt zaczepny zignorować nie sposób, więc do artykułu Marka Magierowskiego również się odniosę.

Zacząć muszę od tego, że zaskoczył mnie wyrok Trybunału w Strassburgu w opisywanej w artykule sprawie, mianowicie batalii o obecność krzyży w szkołach. Nie wiem dlaczego w dotychczasowych doniesieniach medialnych słyszałem tylko, że odszkodowanie zasądzono na rzecz Finki mieszkającej we Włoszech, a ani słowa nie było o jej mężu, wojującym włoskim ateiście. Fakt jest faktem, państwo musi zapłacić obywatelce odszkodowanie za to, że w szkole jej dzieci na ścianach wiszą krzyże. Oczywiście w mediach przeszła fala oburzenia, pojawiły się znów te same argumenty o dziedzictwie kulturowym Europy, ale póki co nie słyszałem, aby ktoś poszedł za ciosem.

Zapytać trzeba, czy święte oburzenie jest zasadne. Katolicy i chrześcijanie w Europie od lat przyzwyczaili się do dominującej pozycji i przy każdej próbie ograniczania wpływów podnoszą wielkie larum. Zastanówmy się jednak nad działaniem krzyży w klasach. Działanie realne – żadne. Nikt się od krzyża nie rozchoruje, tak jak i od jego braku. Nikt nie zbiednieje, ani się nie wzbogaci, chyba sprzedawca dewocjonaliów. Krzyże prawdopodobnie kupione były za państwowe pieniądze, ale mają dość długi okres amortyzacji, więc można te wydatki pominąć. Walka jest zatem czysto ideologiczna. Szczerze mówiąc, poza argumentem o katolickim dziedzictwie, nie słyszałem żadnego innego. Oczywiście wiele osób myśli: „mamy większość, chcemy krzyże w naszych szkołach i już”, ale nie jest to poprawne politycznie i wyrządziłoby tej stronie tylko szkody. Jakie są argumenty przeciw? Prawo. Konkretnie konstytucyjna świeckość państwa, która obecnie funkcjonuje tylko na papierze. Nie ma racjonalnych powodów, dla których krzyże mają wisieć w instytucjach państwowych, a takimi są przecież szkoły. Przenosząc temat na nasze podwórko, dlaczego obok dumnego białego orła na czerwonym polu, zawsze wisi krzyż? Wyobraźmy sobie, że państwo jest rzeczywiście świeckie, religia nie jest przedmiotem nauczania, a pojawia się jedynie tam, gdzie przeplata się z kulturą (a przeplata się często). Nagle ktoś wpada na pomysł, żeby w klasach namalować Gwiazdy Dawida. Jaka byłaby reakcja społeczeństwa? Pukanie w czoło przemieszane z nienawistnymi krzykami antysemitów. Uważam, że sprawa budzi takie emocje tylko dlatego, że obecność krzyży jest uznana za normę, coś naturalnego, tymczasem wcale naturalna nie jest. Co więcej, niektóre środowiska posługujące się tym „logo” niejednokrotnie stoją w sprzeczności z nauką, a to ją poznawać ma młodzież. Z resztą sama religia w swojej istocie jest sprzeczna z metodami naukowymi. Powtórzę jeszcze raz, krzyż nikomu nie szkodzi, ale nie ma racjonalnego powodu, aby wisiał w klasie.

Wracając do artykułu, autor usilnie deprecjonuje Włocha i ateistyczną organizację UAAR, w której działa. Dowiadujemy się, że UAAR rok temu zaczął zachęcać do apostazji (polscy Racjonaliści byli szybsi), próbował umieścić ateistyczne hasła na autobusach w kilku miastach (wzorem Wielkiej Brytanii), ale udało się tylko w Genui. Dalej jest tylko lepiej – protestują przeciwko uczestnictwu duchownych w ceremoniach państwowych, występują przeciwko nadajnikom katolickiej rozgłośni Radio Maria, które mają emitować groźne fale elektromagnetyczne, górskim kapliczkom i biciu w dzwony. Całość wieńczy zgrabna figura stylistyczna, czyli porównanie do plugawych homoseksualistów i ich metod walki.

Dziennikarz Rzeczpospolitej artykuł kończy niemali dramatycznie:

Dzisiaj zdejmujemy krzyż znad szkolnej tablicy. Jutro będziemy wypraszać biskupów z uroczystości 11 listopada. A pojutrze wykasujemy „Ziarno” z telewizji publicznej.

Jakie to śmieszne, nieprawdaż? Jakie absurdalne. Przecież to się nigdy nie wydarzy.

Owszem, zdejmijmy krzyż, niech biskupi podczas uroczystości państwowych staną tam, gdzie wszyscy obywatele. I nic się nie stanie. A „Ziarno” zdejmie telewizja w rękach PIS-u, tak bliskiego linii „Rzeczpospolitej”. Szykujcie pentagramy, bo będzie wojna z Bogiem.

4 komentarze:

BJ pisze...

Pytanie: W klasie jest 30 dzieci. 25 z nich to katolicy, którzy chcą powiesić krzyż w sali. Pozostali to ateiści. Czy ateiści mają prawo zabronić obecności symbolu religijnego w klasie w imię świeckości Państwa?

Uwaga: "Z resztą sama religia w swojej istocie jest sprzeczna z metodami naukowymi." Często racjonaliści stawiają wiarę i naukę jako alternatywy. Chrześcijanie prezentują je jako wzajemne dopełnienia. Religia może wykorzystywać szeroko pojętą metodę naukową np. na gruncie filozofii, prawa, historii, egzegezy ale istota wiary musi pozostać niepewna (różnica między wiedza a wiarą :P).

Komentarz: Deprecjonowanie UAAR idzie w tym artykule w parze ze wskazywaniem jaką rosnącą tendencję mają żądania takich grup (rosną wręcz wykładniczo). Dlatego uważam że przykład homo był na miejscu - pokazywał tendencję. Wyraźnie unikasz argumentu związanego z historią i kulturą. Czyżby nie było racjonalnych argumentów za choćby społecznotwórczą rolą historii i religii? A może brak jest argumentów za wagą ciągłości tych instytucji. Niech ateiści zaproponują coś co wypełni lukę po treściach społeczno-kulturowych związanych z wiarą. Kto jak kto ale racjonaliści powinni rozumieć socjologiczne i psychologiczne aspekty przewrotu (w długim okresie trzeba tak to nazwać) jakiego próbują dokonać. A ja mam wrażenie, że racjonaliści zachowują się często jak marudne dzieci tupiące w sklepie tylko po to by ktoś ich posłuchał. Nie wystarczy ludziom wykrzyczeć do uszu że Boga nie ma. Mała metafora: "Mam przed sobą talerz z obiadem. Wprawdzie jeszcze go nie spróbowałem ale wiem że stoi przede mną. Przychodzi ateista i mówi że obiadu nie ma. Dopóki nie udowodni na 100% że obiadu nie ma (w przypadku Boga na 100% nie jest to możliwe)to nie mam powodu żeby zmienić przekonania. Jeśli do argumentacji dodałby inny obiad to ok. Niestety jest wiele sfer w której racjonaliści nic nie wyjaśniają - tylko negują. Nawet jeśli proponują to zbyt cicho, niepotrzebnie przesunęli akcent na negację.

Pytanie? "Walka jest zatem czysto ideologiczna" - Jeśli tak to dlaczego mniejszość ma decydować? Jeśli krzyż nikomu nie szkodzi to dlaczego go zdejmować? Na jednym z lotnisk widziałem fantastyczny ciąg małych pokoików. W każdym była "świątynia" innej religii, w sumie dziewięciu. Ale był też pokój poradni psychologicznej i pokój dla racjonalistów (nie do końca wiem co tam się miało odbywać ale był).

Racjonaliści zamiast otwierać umysły próbują je zdławić. Próbują przymusem Państwowym przeganiać Boga. A powinni być moim zdaniem apostołami tolerancji, otwartości. Mam prawo wierzyć w Boga. Mam prawo uznawać wiarę jako fundament mojego życia, który przenika każdy jego aspekt. Mam zatem prawo wykonać znak krzyża kiedy tylko mam ochotę. Chyba że ogranicza to cudzą wolność. Nie udawajmy. Świat zmierza w kierunku takiej opresji (Francja jest już bliska tego stanu) że wolny obywatel nie będzie mógł mieć krzyżyka na szyi. Obywatele Włoch dostają odszkodowanie bo muszą patrzeć na symbol wiary - to jest wolność?

(Przepraszam, że zamiennie używałem racjonalista i ateista. Temat jest trudny do ogarnięcia krótkim wpisem więc sorry za lekki chaos.)

Brainac pisze...

Pytanie: Dlaczego tych 25 katolików musi mieć krzyż? Demokracja to władza większości tylko z pozoru, dla mnie to na pierwszym miejscu równe traktowanie przez aparat państwowy. W tym przypadku pięcioro dzieci jest marginalizowanych. Poza tym uściślijmy - ich rodzice chcą powiesić krzyż w sali. Większości dzieci to bez różnicy. Załóżmy dodatkowo, że w tej mniejszości są sami muzułmanie. Czy na ścianie zawisną też muzułmańskie symbole religijne (o ile się jakieś wiesza)?

Pytasz też, dlaczego mniejszość ma decydować. Nie ma decydować, ma zostać uszanowana. A przynajmniej niech obowiązujące prawo będzie rzetelnie stosowane.

Załóżmy, że wśród tych 25 katolików są 2-3 osoby przewlekle chore, np. są cukrzykami. Otrzymają one duże wsparcie od państwa, a więc również pozostałych osób w klasie. Uszanowanie przekonań tamtej piątki wydaje mi się znacznie łatwiejsze, a powoduje tak wielkie opory.

Uwaga: Rzeczywiście, dopełnienie zbioru A to wszystkie elementy nie należące do tego zbioru. Podobno przyjmując dowolne założenia, można udowodnić wszystko, więc stosowanie logiki czy aparatu naukowego niewiele zmienia.

Historyczna, czy socjologiczna rola Kościoła jest nie do zaprzeczenia. Wbrew pozorom nawet w najciemniejszych czasach co nieco działo się w nauce. Być może bez chrześcijaństwa bylibyśmy dużo bardziej zaawansowani technicznie, a może biegalibyśmy palić wioski sąsiednich plemion. Może nawet już dawno zalaliby nas Semici. Jednak wielu chrześcijan twierdzi niemalże, że bez nich z Europy nie zostałby kamień na kamieniu. Nieco zarozumiałe i egocentryczne. Nikt nie chce wiary zabraniać, a tylko oddzielić ją od państwa. Gdzie ma powstać "luka po treściach społeczno-kulturowych"? Ci, którzy czerpią je w kościele, będą mogli robić to dalej.

Racjonalizm opiera się na wątpieniu. Nawet kartezjańskie "cogito, ergo sum", miało ponoć zacząć się od "wątpię". Racjonalizm nieustannie zadaje pytanie "dlaczego", bo jego celem jest poznanie, a nie ślepa wiara. To nie wstyd wątpić, nie wiedzieć, gorzej jest dać się oszukać. Wspomnianego przez ciebie obiadu nie zobaczyłeś. Wszystkim pokazuje się tylko talerz i obiecuje, że kiedyś znajdzie się na nim obiad, oczywiście pod szeregiem warunków. Czy to dziwne, że komuś takiemu nie wierzę? Nie kupuje się kota w worku, tym bardziej nie wykonuje czyichś poleceń za wątpliwą obietnicę nagrody. Jeśli powiem Ci, daj mi dziś 5000zł, a za 10 lat dostaniesz ode mnie willę z basenem, to weźmiesz mnie za wariata albo oszusta.

Według Ciebie racjonaliści czy ateiści chcą dławić umysły, przeganiać Boga. Ale którego Boga? Każdy ma prawo wierzyć w co chce, ma nawet prawo wmawiać co zechce swoim dzieciom. Sytuacja we Francji jest specyficzna i wykorzystywana do manipulacji. Tamtejsze ograniczenia dotyczące symboli religijnych, są próbą walki z izolacją imigrantów. Doszli do wniosku, że dobro kraju i społeczeństwa jest ważniejsze, niż prawo do epatowania swoimi przekonaniami religijnymi. Ewentualny zakaz noszenia krzyżyków, którym straszysz byłby tylko wynikiem dobrego zrozumienia zasad demokracji - wszyscy są równi wobec prawa, jeśli zabraniamy muzułmankom nosić chusty, to należy zakazać również innych symboli religijnych. Obywatele Włoch natomiast dostają odszkodowanie za to, że państwowe instytucje mają obowiązujące prawo w głębokim poważaniu.

BJ pisze...

Pytasz dlaczego 25 katolików musi mieć krzyż? - Bo to dla nich bardzo ważne i już. Równe traktowanie -dokładnie tego się domagam. Jeśli muzułmanin chce powiesić symbol religijny niech wiesza - wszystko w granicach wolności (czyli do póki nie narusza dóbr cudzych). Dlaczego dzieci nie wierzące są Twoim zdaniem marginalizowane? To że nie mają głębokiej potrzeby powieszenia symbolu religijnego który będzie im przypominał o ich religijnej tożsamości nie powoduje jakiejś "dyskryminacji". To że jeszcze nie korzystałem z usług szpitalnych nie czyni mnie marginalizowanym wobec tych którzy ciągle z nich korzystają. Nie mam potrzeby to nie korzystam. Gdybym jednak chciał skorzystać ale ktoś byłby faworyzowany to wtedy skandal. Chciałem uczęszczać na zajęcia z przedmiotu A ale nie został otworzony bo większość wybrała B i C. Musiałem iść więc na B. Czy to czyni mnie więc dyskryminowanym?? Zachowajmy rozsądek!

Zupełnie nie rozumiem argumentu z cukrzykami. Cukrzyca to choroba, która powoduje pojawienie się szczególnych potrzeb. ich realizacja wymaga kasy co prowadzi do pomocy publicznej. Jakie to niby szczególne potrzeby rodzi ateizm?

Twoja uwaga o logice ma się moim zdaniem nijak do tego co napisałem o relacji wiary i nauki. Ty twierdzisz, że są sprzeczne, a ja że są dopełnieniami. Co wnosi Twój komentarz do sprawy? Wspomniałeś że na podstawie dowolnych założeń można dowieść czegokolwiek. Otóż zacytowałeś tym samym niedokładnie definicję funkcji konsekwencji w metodzie dedukcji naturalnej. A jest konsekwencją logiczną X jeśli A jest twierdzeniem, założeniem lub stosujemy regułę oderwania. To jest bardzo naukowa definicja z gruntu logiki formalnej. Co ci w niej nie pasuje? Gentzen i Jaśkowski nie mieli racji czy co?

Musze powiedzieć że jestem zawiedziony argumentacja która następuje dalej w twoim komentarzu. Wciąż zachowujesz się tak jakby krzyżyk na szyi ranił innych ludzi. Próbujesz też bronić karkołomnej tezy że zabranianie muzułmańskim imigrantom wyrażania swojej wiary ma pomóc im się zasymilować! Zmuszanie ludzi żeby ukrywali swoje przekonania pod mundurkiem wystandaryzowanego business dress code to jakiś totalitaryzm. Twierdzenie że dla dobra ogółu mam się nie przyznawać do swoich przekonań jest po prostu straszne! I to o jakim dobru tu mówisz. O spokoju społecznym? Niby jaki to spokój udało się wywalczyć kilka lat temu na przedmieścach Paryża?

Mówisz oddzielanie Kościoła od Państwa. W moich decyzjach wyborczych itp. zawsze będę też miał na uwadze swoją wiarę. Czego byś nie robił i jak się nie starał, dopóki są ludzie wierzący, wiara będzie jednym z czynników wyboru polityków. Będzie też tematem debaty publicznej bo wiara nie funkcjonuje odrębnie od życia codziennego tylko wypełnia je. Dopóki ludzie będą chcieli żeby ksiądz przyszedł poświęcić nowy basen to oni będą tam chodzić. Zasadę rozdziału Państwa od Kościola rozumiem jako nie faworyzowanie przez organy Państwa jednego systemu światopoglądowego. Czy to jest katolicyzm czy ateizm, Państwo nie może faworyzować jednego.

Brainac pisze...

Nie wiem czy wierzysz, we wszystko co mówisz, ale już widzę wieszanie innych symboli religijnych w klasach. I dyrektorkę konserwatywną katoliczkę zakasającą rękawy do tej roboty. Załóżmy, że uwielbiam kolor różowy, świetnie się czuję w różowych pomieszczeniach, mam lepsze wyniki, kolor różowy jest dla mnie bardzo ważny. Niech szkoła wymaluje sale na różowo. Albo chociaż jedną ścianę. Co do wyboru przedmiotu A, to uważam, że uczelnia powinna wymyślić sposób na lepsze profilowanie studiów i powinieneś mieć prawo uczęszczać na przedmiot A, skoro dano Ci go do wyboru. Ale tutaj przynajmniej jest uzasadnienie ekonomiczne.

Cukrzyca przyszła mi pierwsza na myśl, jako charakterystyka pewnej mniejszości, wbrew pozorom nie tak małej. Możesz podstawić sobie tutaj kogokolwiek, muzułmanów, czarnoskórych, dzieci ze wsi, które narażone są na marginalizację w grupie rówieśniczej, a której to bezpodstawnej marginalizacji powinniśmy w miarę możliwości zapobiegać.

Uwaga o logice miała na celu pokazać, że stosowanie aparatu naukowego do wiary nie czyni jej nauką. Na tej samej zasadzie nie wiem, co wniósł do sprawy Twój wcześniejszy komentarz, że religia może wykorzystywać szeroko rozumianą metodę naukową. Zupełnie natomiast nie rozumiem o co chodzi Ci w Twoim pytaniu co mi w niej nie pasuje. Jeśli chodzi Ci o słówko "podobno", to wolałem go użyć, bo nie znałem takiej ładnej książkowej definicji.

Dalej odwracasz moje słowa. Nigdzie nie stwierdziłem, że krzyżyk rani innych ludzi. Stwierdziłem jedynie, że jego zakazanie mogłoby być przejawem równości wobec prawa, a zakaz noszenia muzułmańskich symboli religijnych ma jakiś inny cel. Nie oceniam jego skuteczności, a jedynie motywację. Nie zaprzeczysz chyba, że dziewczyna w hidżabie budzi dystans wśród rówieśników. Nie powinno tak być, ale jest. Francuzi po prostu chcą, aby imigranci stawali się Francuzami, a nie przez dziesiątki pokoleń tkwili w zamkniętych muzułmańskich społecznościach. Na pewno nie służy to krajowi, im samym też raczej nie pomaga.

W decyzjach wyborczych możesz kierować się czym chcesz. Absolutnie zgadzam się też, że Państwo nie powinno faworyzować jednego systemu światopoglądowego. Dlaczego jednak to robi? Do basenu zbudowanego za publiczne pieniądze dokładają się też ateiści, ba, również antyklerykałowie, jednak ich o zdanie nikt nie pyta. Idąc dalej, fanatyczny wyznawca jakiejś dziwnej religii może nie pójść na basen tylko dlatego, że został on poświęcony przez katolickiego kapłana. Błędnie zakładasz, że zdjęcie krzyży czy niezapraszanie księży jest faworyzowaniem ateizmu. Mam wrażenie, że traktujesz ateizm jak kolejną religię.

Niech każdy wierzy w co chce, ale dlaczego religia katolicka musi wciskać się w każdy przejaw życia publicznego? Jaka musi być liczba innowierców, czy niekatolików, aby zdjęcie krzyży było zasadne? Kto ich będzie liczył? Proboszczowie na podstawie akt nie mających żadnego związku z rzeczywistością? Według nich wciąż jestem katolikiem.