środa, 9 czerwca 2010

Archipelag GUŁag t.II

Po odgryzieniu kęsa chleba, zostaje na miękiszu krwawy ślad – to szkorbut. Niedługo zaczną wypadać zęby, gnić dziąsła, otworzą się rany na goleniach, całe kawały ciała zaczną odpadać, pojawi się trupi fetor, twarde guzy nie pozwolą nogom się rozgiąć, ale takich chorych szpital nie przyjmuje, więc pełzają sobie po żonie na czworakach. – Twarz ciemnieje, jak od opalenizny, skóra się łuszczy, biegunka chwili spokoju nie daje – to pellagra. Biegunkę trzeba jakoś wstrzymać – jedni łykają więc po trzy łyżki kredy dziennie, inni twierdzą, że gdyby dostać gdzieś śledzi i porządnie się ich najeść – to może by pomogło. Ale gdzie te śledzie? Człowiek słabnie coraz bardziej – i tym szybciej, im był większy i mocniejszy. Tak już osłabł, że nie potrafi włabudać się na górną pryczę, nie potrafi przestąpić przez leżącą kłodę: musi oburącz podnosić nogę albo przeczołgiwać się na czworakach. Biegunka pozbawia człowieka nie tylko wszystkich sił – lecz także wszelkich zainteresowań – innymi ludźmi, życiem, własnym losem. Człowiek głuchnie, głupieje, nie potrafi już płakać, nawet gdy go ciągną na powrozie, jak wór za saniami. Już nie boi się śmierci, wpada w różowy nastrój, nic nie budzi w nim sprzeciwu. Przekroczył wszystkie granice, zapomniał imion swoich najbliższych, nie pamięta już, jak sam się nazywa. Czasami całe ciało zdychającego z głodu człowieka pokrywa się sinoczarnymi wrzodami z maleńką ropną główką – są wszędzie: na twarzy, rękach, nogach, nawet na mosznie. Nie sposób ich dotknąć, tak bolą. Wrzodziki dojrzewają, pękają same, wycieka z nich gęsta, czarniawa ropa. Człowiek gnije żywcem.


Jeśli po twarzy twego sąsiada z pryczy nagle rozpełzną się zdezorientowane czarne wszy, gnieżdżące się zwykle na głowie – to niezawodna oznaka śmierci.

Brak komentarzy: