czwartek, 10 stycznia 2008

Sealandia

Wielu z Was „tytułowy tytuł” pewnie nic nie mówi. I właściwie nie ma się co dziwić. Może to jakaś zaginiona kraina? Nie. Baśniowa rajska wyspa? Odrobinę. Sealandia to niewielkie quasi-państwo, właściwie nieuznawane przez społeczność międzynarodową, położone na opuszczonej platformie u brzegów Wielkiej Brytanii. Choć nie ma wielkiego potencjału ekonomicznego, to z jednej strony stanowi osobliwość na skalę światową, a z drugiej stało się rajem dla internetowych przedsięwzięć niezgodnych z prawem państw „tradycyjnych”. Ale trzeba zacząć od początku.

Należy wiedzieć, że u brzegów Wysp Brytyjskich napotkać można platformy, które w czasie II Wojny Światowej stanowiły punkty obrony przeciwlotniczej i przyczółki radarowe. Było to w sumie 7 stanowisk nazwanych Fortami Maunsella. Choć na przestrzeni czasu większość z nich została zniszczona, czy to celowo, czy przypadkowo, część z nich była w latach 60. wykorzystywana przez pirackie radia. Jedną z takich radiostacji było Radio Essex powstałe w 1965r., jednak została ona zlikwidowana przez władze brytyjskie (w Boże Narodzenie 1966r.), a jej właściciel Roy Bates został stosownie ukarany. Było to możliwe, ponieważ punkt, z którego nadawano, choć oddalony o kilka kilometrów od brzegu, wciąż znajdował się na wodach terytorialnych Zjednoczonego Królestwa. W związku z tym Bates zdecydował się przenieść na podobną platformę Roughs Tower, położoną już na wodach międzynarodowych, jednak nie wznowił już stamtąd transmisji. Jednak to dopiero początek tej historii.

Roy Bates, weteran II Wojny Światowej, ówcześnie najmłodszy major w brytyjskiej armii, zanim zainteresował się opuszczonymi platformami, trudnił się rybactwem i posiadał własną flotę kutrów. Jego żoną jest była Miss Anglii Joan. Nie wiem czy za decyzją o założeniu Radia Essex na gruzach Radia City kierowała zwykła biznesowa kalkulacja, czy szczytny cel, ale rozpoczęcie nadawania stało się faktem. Niedługo przed zamknięciem stacja nadająca z Knock John Tower została przemianowana na Britain's Better Music Station. W obliczu porażki przedsięwzięcia Bates postanowił zasiedlić wspomniany HM Fort Roughs, który leżał kilka kilometrów od granic wód terytorialnych. Choć miał zamiar wznowić działalność radia, to plany pokrzyżował mu wprowadzony w 1967r. Marine Broadcasting Offences Act, który penalizuje wszelką działalność brytyjskich obywateli na rzecz pirackich nadawców, niezależnie czy nadajniki znajdują się pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii. Mimo to, platforma została zasiedlona. Od początku jednak nie było łatwo.

2 września 1967r. Paddy Roy Bates, po konsultacji z prawnikami, proklamował Księstwo Sealandii. Nie było to w smak Ronanowi O'Rahilly, który rościł sobie prawa do platformy, na której chciał rozszerzyć działalność własnego Radio Caroline. Wynajęci przez niego ludzie najechali na nowe państwo, ale atak został odparty. Kolejny incydent miał miejsce w 1968r., kiedy brytyjska marynarka chciała pozbyć się problemu. Z Księstwa Sealandii oddano strzały ostrzegawcze i statek zawrócił, jednak na lądzie na Roya Batesa czekała policja i książę został postawiony w stan oskarżenia, pod zarzutem nielegalnego posiadania broni. Przed sądem został jednak uniewinniony, bo uznano, iż incydent miał miejsce poza granicami państwa i sprawa nie może być rozpatrzona. W ten sposób po raz pierwszy pośrednio uznano suwerenność Księstwa.

Kolejny konflikt, nieco groźniejszy miał miejsce w 1978r. Książę pod pretekstem spotkania biznesowego został wywabiony do Wiednia, a w międzyczasie dokonano napadu na wyspę. Uprowadzono 25–letniego syna Księcia Sealandii, Michaela i zajęto platformę. Porwanemu założono na głowę worek i wywieziono do lasu w Belgii, gdzie puszczono go wolno. Kiedy Roy zorientował się w sytuacji, czym prędzej wrócił do Wielkiej Brytanii, skrzyknął znajomych z wojska i odbił swą posiadłość, a jeńców, z wyjątkiem jednego, wypuścił w angielskim lesie. Pechowiec okazał się posiadaczem sealandzkiego paszportu, a zatem obywatelem Sealandii i jej prawu podlegał. Został zatem oskarżony o zamach stanu i skazany na bezterminowe czyszczenie barierki. Jeniec był równocześnie obywatelem Niemiec, więc wstawił się za nim konsul tego kraju, jednak musiał odejść z kwitkiem. Po siedmiu tygodniach więzień został ułaskawiony.

W międzyczasie, jak każde szanujące się państwo, Sealandia wyemitowała własną walutę, sealandzkiego dolara sztywno powiązanego z dolarem amerykańskim, obrała flagę, godło oraz hymn. Od 1969r. wydawano paszporty i znaczki pocztowe, a w 1975 roku powstała konstytucja napisana przez Alexandra Achenbacha, ówczesnego premiera. Jednak współpraca z rządem wkrótce wstąpiła na złe tory, ambitne plany utworzenia małego Monako oddaliły się, a Achenbach udał się na emigrację. Trzy lata później stanął na czele rządu na wychodźstwie sformowanego przez uczestników nieudanego przewrotu. Rząd działa do dziś i zajmuje się wieloma dziwnej natury przedsięwzięciami. Od lat 80. do 2000r. w Madrycie działała też ambasada Sealandii uznawana przez rząd na wychodźstwie. Zanim jej istnienie zakończyła fala aresztowań, wydano tam wiele nielegalnych paszportów, których odbiorcami byli albo uciekinierzy z Azji albo ludzie ze świata przestępczego. Wydawano je oczywiście odpłatnie. Co ciekawe, z użyciem takiego paszportu udaje się niejednokrotnie przekraczać granice. Książę Michael odwiedził z nim nawet Stany Zjednoczone. Kupić można było też tytuł naukowy nieistniejącego uniwersytetu, a nawet posadę w rządzie. Sam ambasador poruszał się limuzyną na rejestracjach dyplomatycznych.

Od samego początku na Sealandii nie było luksusów. W pierwszych latach nie było prądu ani wyposażenia, tylko dużo koców. Nie było ogrzewania, woda pitna zamarzała, gotowano ją na palnikach spirytusowych. Z czasem było coraz lepiej, a na platformie mieszkało nawet kilkadziesiąt osób. Jednak choć wyspa cały czas się rozwijała, to pogoda nie rozpieszczała i populacja zaczęła maleć. W latach 90. nawet sama księżna zamieszkała na stałym lądzie z powodu reumatyzmu. Los uśmiechnął się w 1998r., kiedy z propozycją współpracy wystąpiła firma HavenCo. Jej szef Sean Hastings w Sealandii chciał stworzyć sieciowy raj, co nie udało się na Karaibach, a na początek zaproponował 250 tys. dolarów. Zabronioną działalnością stało się tylko rozpowszechnianie pornografii dziecięcej, spamowanie, hakerstwo, łamanie praw autorskich i nakłanianie do przestępstw. Wyspa miała się stać bezpieczną przystanią dla wszelkich przedsięwzięć niemile widzianych w innych krajach, ale trzeba było też słono za to płacić. Na zainstalowanych na platformie serwerach nieodpłatnie znalazła się tylko strona Tybetu, co akurat było na rękę innym krajom, które nie narażały się w ten sposób na naciski Chin.

Wydawałoby się, że przedsięwzięcie stało się żyłą złota, jednak rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Choć HavenCo cały czas działa, to natknąłem się na głosy, być może nieprawdziwe, że firma nie jest godna zaufania. Nie zmienia to faktu, że księstwo cały czas istnieje i jest w formie nie gorszej niż zwykle. Nie zniszczył go nawet wielki pożar z 23 czerwca 2006, który spowodował straty szacowane na milion dolarów. 7 listopada ogłoszono, że Sealandia została całkowicie odbudowana, a wszelkie ślady pożogi zostały usunięte. Na początku 2007 roku wyspa została wystawiona na sprzedaż i wyceniona na miliard dolarów. Cena ta jest raczej bardzo wygórowana, ale faktem pozostaje, że popularny tracker Pirates Bay gotów był zapłacić za nią 65 mln funtów, co jest już sumą niebagatelną. Odmówiono jednak sprzedaży, gdyż Sealandia zobowiązała się nie działać na szkodę Wielkiej Brytanii, a równocześnie docenia prawa autorskie, z którymi Zatoka Piratów jest na bakier.

Na zakończenie chciałbym podzielić się spostrzeżeniami do jakich doszedłem, poszukując informacji na temat Sealandii. Wiele osób traci czas, energię, a może i nerwy, dowodząc, że Sealandia nie jest prawdziwym państwem. Jest to truizm, jednak sprzeczać się można co do stopnia w jakim Sealandia państwo imituje. Być może z tych samych ust pochodzą słowa podważające wiarygodność HavenCo. Spotkałem nawet brytyjskiego „patriotę”, który życzył sobie, aby platforma została zbombardowana, a państwo unicestwione. Co kieruje takimi osobami? Zazdrość? Wąskie horyzonty? Trudno stwierdzić. Mi idea podoba się bardzo. Ma w sobie coś z bajkowej rzeczywistości, pokazuje, że niemal nic nie jest niemożliwe. Mam nadzieję, że rodzina Batesów nie ustanie w staraniach i będzie zyskiwać i dowodzić coraz większej suwerenności, a ta oaza wolności przetrwa długie lata. Póki co ma ich za sobą już czterdzieści.

Związane linki:

Brak komentarzy: