wtorek, 15 stycznia 2008

Wracam do polityki

Już ponad miesiąc minął od ostatniego wpisu politycznego, więc postanowiłem nadrobić zaległości. Tematów do poruszenia jest kilka, choć nie są najwyższej wagi państwowej.

Pierwsza kwestia to afera palikotowo-alkoholowa. Pomruk oburzenia przeszedł przez większość sceny politycznej za sprawą słów posła Janusza Palikota na temat rzekomego alkoholizmu prezydenta. Na Palikocie psy wieszano już nie raz, znany jest z kontrowersyjnych wypowiedzi, choć konkretne przykłady nie przychodzą mi do głowy. Niektórzy twierdzili, że szkodzi Platformie, inni chcieli jego wykluczenia. Osobiście posła Palikota szanuję, darzę nawet sympatią. Już fakt, że jest jednym z najbogatszych posłów, stawia go dla mnie w dobrym świetle. Choć dla innych stanowi to podstawy, do oskarżania go o przekręty i nieuczciwość (przecież nikt w Polsce nie może dorobić się uczciwie), ja przynajmniej jestem przekonany, że do Sejmu nie przyszedł się "nachapać", zarobić na spłatę swoich długów, czy skorzystać z poselskiego immunitetu. Choć jest postacią nieco ekscentryczną, to przynajmniej barwną.

W niedziele burzę wywołał post na jego blogu, w którym w kulturalnym tonie stawia pytanie, czy prezydent Kaczyński ma problemy z alkoholem. Z ewentualnością taką wiąże częstą niedostępność prezydenta dla dziennikarzy, częste wizyty w szpitalu i wyjazdy do Juraty. Pisze, że u podstaw tego pytania, leżą krążące od kilku miesięcy plotki. Być może intencje miał nie do końca czyste, chciał coś insynuować, czy rzucić złe światło na osobę prezydenta, ale treść postu na to nie wskazuje. Tymczasem reakcja PiS-u, a co gorsza części PO jest taka, jakby Palikot napisał, że co drugi dzień widuje Lecha Kaczyńskiego zarzyganego w rowie niedaleko największej warszawskiej meliny. Nawet minister sprawiedliwości stwierdził, że prokuratura zajmie się tą sprawą i rzeczywiście Prokuratura Rejonowa w Lublinie już wszczęła postępowanie w tej sprawie. Wszyscy robią z igły widły i aktywny w tym udział bierze Platforma. Jedynie LiD i część komentatorów nie popada w paranoję. Janina Paradowska słusznie zauważa na swoim blogu, że mało kto oburzał się, kiedy pijakiem czy alkoholikiem nazywano Aleksandra Kwaśniewskiego, czy to za czasów prezydentury, kiedy w Charkowie "bolała go łydka", albo na spółkę z Markiem Siwcem zachowywali się tak, jak papież, czy też ostatnio, kiedy zaatakował go filipiński wirus. Nikt też tak głośno nie krytykuje osób, które Lecha Wałęsę, uznanego przez IPN za pokrzywdzonego przez władze komunistyczne, nazywają agentem, a niektórzy z nich cieszą się sympatią obecnego prezydenta i uzyskują od niego państwowe odznaczenia. Podsumowując, czytałem wypowiedź Palikota i nie widzę w niej nic godnego oburzenia, a temat mogła zamknąć zwykła odpowiedź Kancelarii Prezydenta, jak pisze sam autor, "tak" lub "nie".

Kolejna kwestia, to pojawienie się nazwiska posła Kowala z PiS w kontekście współpracy z WSI. Ten broni się, że Służby próbowały go zwerbować, ale on odmówił. Nie mam powodów mu nie wierzyć. Zdumienie budzą jednak niektóre reakcje, które współpracę z WSI traktują na równi ze współpracą z bezpieką. Najwyraźniej niektórzy są na tyle ograniczeni, że nie przyjmują do wiadomości, iż przez wiele lat, była to zupełnie legalna służba wywiadowcza demokratycznego kraju, działająca, przynajmniej w założeniu, a i przekonany jestem, że faktycznie, dla dobra Polski. Cóż więc zdrożnego byłoby we współpracy? To raczej jej odmowa powinna być kwestionowana moralnie. W końcu odmawiało się pomocy przy zapewnianiu bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. Niestety po dwóch latach budowy IV RP, nic już nie jest oczywiste czy jednoznaczne, a niektóre cnoty stały się w oczach prawicowców grzechami.

Trzecia kwestia, to Rada Gabinetowa, która miała pomóc w rozwiązywaniu problemów ze służbą zdrowia, ale, jak można było oczekiwać, niczego nie rozwiązała, a tylko dała powody do wzajemnych oskarżeń. Premier zarzuca Prezydentowi, że ten nie miał nic w tej sprawie do powiedzenia, więc zwołanie posiedzenia było zbędne, a ten znów odcina się, że tylko polityka zagraniczna i bezpieczeństwo państwa leży w jego konstytucyjnych kompetencjach. Narada odbyła się ponoć w nieprzyjemnej, agresywnej atmosferze i nie przyniosła żadnych efektów. Dostarczyła tylko amunicji w konflikcie między Pałacem a rządem. W moich oczach obie strony tracą, choć to prezydent jest osobą, która Radę zwołuje. Znamienne jest też to, że przez poprzednie dwa lata Rady nie zwoływano, choć nie można zaprzeczyć, że przepływ informacji między rządem a Prezydentem był znacznie lepszy.

Jak widać, choć rząd się zmienił, obsada sejmowych ław też, to linia politycznego frontu zmieniła się nieznacznie, choć teraz druga strona zyskała przewagę w tej niekończącej się wojnie.

Brak komentarzy: