sobota, 31 października 2009

Iskierka nadziei

Dziś szykowałem się do napisania kolejnego smutnego postu na temat Realu. Spodziewałem się niekorzystnego wyniku z Getafe, tym bardziej, że wydawało mi się, że to mecz wyjazdowy (chociaż daleko nie jest).

Dzień po ostatniej notce, Real brutalnie potwierdził moje słowa. Katastrofalna przegrana z trzecioligowym Alcorcon nie powinna się przytrafić. A to i tak był niski wymiar kary. Królewscy grali beznadziejnie w obronie i nieskutecznie w ataku. Symbolem upadku jest Drenthe, zazwyczaj sprawiający wrażenie walecznego, we wtorek zapału nie miał za grosz. Przy dwóch bramkach dla Alcorcon, gdy akcje szły lewą stroną, Royston biegł truchtem nie podejmując walki o piłkę. Może by nie zdążył, może nie udałoby mu się odebrać piłki, ale nikt nie mógłby mu odmówić starań. Warto zaznaczyć, że bramki te padały jeszcze w pierwszej połowie, więc wymawiać się zmęczeniem nikt nie miał podstaw. Pierwsza bramka to wynik podobnej ambicji Christopha Metzeldera, który błąkał się w polu karnym jak pijany, zostawił niekrytego przeciwnika, przesuwając się w sobie tylko wiadomym celu, zważywszy, że przy graczu z piłką był inny zawodnik Realu. Kiedy prostopadłe podanie doszło już do (trudność gramatyczna: Borji, Borjy, Borży? Borja?), Niemiec truchtał finezyjne wężyki. Tylko przy ostatniej bramce trudno obwinić jednego zawodnika, zawaliła cała drużyna. Przed polem karnym nie było asekuracji, Dudek trochę niefortunnie wypiąstkował, choć piłka leciała w górę wystarczająco długo aby się ustawić, a kozłująca piłka trafiła do gracza, którego wszyscy już zignorowali, myśląc o wyprowadzaniu ataku. Obok meczu przeszedł też Guti, który zmieniony w połowie, miał wulgarnie odnieść się do Pellegriniego, a później pokazał kibicom środkowy palec. Jeśli to, co pisze Marca jest prawdą, Guti powinien zostać karnie zdegradowany do Castilli. O tym meczu szkoda już więcej pisać, trzeba o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie wierzę w awans Realu, choć oczywiście jest w zasięgu. Strzelić u siebie pięć goli takiej drużynie nie jest niewykonalne.

Dziś spodziewałem się, że do ogródka dorzucony zostanie kolejny kamień, na szczęście miło się zaskoczyłem. Nie widziałem samego początku meczu, ale urywki, które pojawiały się co chwilę na ekranie, nie wyglądały zachęcająco.

Na dobre mecz zacząłem oglądać chwilę przed kontrowersyjną czerwoną kartką dla Albiola. Nie jestem znawcą przepisów, więc kategorycznych sądów w takich przypadkach nie wypowiadam, ale w mojej opinii sędzia zdecydowanie przesadził z reakcją. Raul Albiol zachował się głupio, faulował, szarpiąc Soldado za koszulkę, ale ten nawet nie próbował utrzymać się na nogach, a wszystko działo się w przepychance przed polem karnym. Mam wrażenie, że nawet żółta kartka nie była tam całkiem oczywista, choć zasłużona. Chwilę potem żółte kartki dostali Marcelo i Xabi Alonso po faulu na… Marcelo. Po kilku minutach na polu karnym upadł Kaka, ale sędzia nie dopatrzył się faulu. Mi wydawało się, że faul zawodnika Getafe jednak był, aczkolwiek widziałem tylko jedną powtórkę. Sędzia trochę się zrehabilitował dobrze stosując przywilej korzyści przy faulu na Kace w pobliżu pola karnego.

Ogólny obraz gry Blancos, paradoksalnie, po czerwonej kartce poprawił się. Lewą stroną obrony zaopiekował się Sergio Ramos, prawą Arbeloa, a środkiem Pepe. Ramos i Arbeloa poświęcali uwagę głównie obronie i właściwie jedynymi okazjami Getafe były groźne główki Soldado. W środku Lassana Diarra walczył tak, jak tego od niego oczekuję, wreszcie zagrożenie zaczął stwarzać Kaka, podając nawet świetnie do Benzemy, który niestety trafił w bramkarza. Na lewej stronie udzielał się też Marcelo, nieobciążony zadaniami obronnymi, do których się nie nadaje. To on w drugiej połowie świetnie wrzucił piłkę Higuainowi, która podkręcona zmyliła obrońcę, Gonzalo zdołał przyjąć ją na klatkę mimo asysty dwóch obrońców i zaskoczył precyzyjnym strzałem. Niewiele później zdobył kolejnego gola, a następnie wyrwał się obrońcom i oddał niezły strzał. Niestety z dużego kąta trafił tylko w słupek. El Pipita zaskoczył bardzo mile i jeśli ma tak grać częściej, to chętnie widzę go w pierwszym składzie na stałe. Niestety w 75 minucie został zmieniony przez Raula, a całej drużynie nieco opadł już zapał do ataków. Gdyby zszedł Benzema, może wyglądałoby to lepiej. Po raz kolejny nie jestem zadowolony z gry Xabiego Alonso. Choć miał kilka dobrych zagrań w ataku, to nie przykładał się do gry obronnej.

Najważniejszą zmianą jaka zaszła w grze Realu jest dla mnie przerzucenie ciężaru gry na skrzydła. To tam rodziły się okazje bramkowe, a braków w środku pola widać nie było. Mam nadzieję, że trener przekona się do takiego systemu, niepokoi jedynie niewielka liczba nadających się do takiej gry zawodników. Bardzo ważny będzie wtorkowy mecz z Milanem. Jeśli Królewskim uda się w ładnym stylu wygrać z rossoneri, drużyna ma szanse złapać wiatr w żagle. Oczywiście zadanie nie będzie łatwe. Trener Pellegrini powinien skupić się teraz na usprawnieniu gry poszczególnych zawodników (Xabi Alonso, Benzema), nadać kierunek wysiłkom innych (bardzo dobry dziś Lass, przyzwoity Kaka) i zadbać o uszczelnienie obrony. Mówię to niechętnie, ale Raula powinien chyba zacząć traktować jak jokera, który może sprawdzić się tylko w określonych warunkach. Jeśli drużyna ma kłaść większy nacisk na obronę, czego cały czas oczekuję, osamotniony Raul z przodu traci swoje zęby. Zawodnicy Realu to wciąż najlepsi piłkarze na świecie, ale każdy z nich potrzebuje precyzyjnie określonej roli w zespole.

P.S. A Barcelona zremisowała po błędzie Marqueza, Puyola i Pique w ostatnich sekundach meczu. I jeszcze odbiła się od głowy Valdesa. Nie chcę popadać w bezpodstawny optymizm, ale Barcelona grała w lidze jeden trudny mecz i go zremisowała. Może nie wszystko stracone.

Brak komentarzy: