czwartek, 13 grudnia 2007

Co z PiS-em

Wczoraj, z powodu przygotowań do egzaminu, przeszła niezauważona przeze mnie istotna wiadomość. Dwóch z trzech zawieszonych wiceprezesów Prawa i Sprawiedliwości, Paweł Zalewski i Kazimierz Ujazdowski zrezygnowało z przynależności do partii. Jakie są tego przyczyny i jakie pociągnie to za sobą skutki?

Przyczyna jest jedna i dość oczywista - Jarosław Kaczyński. Motywów jego działań można doszukiwać się kilku. Prezes może najzwyczajniej nie znosić sprzeciwu. W PiS-ie jest jedynowładcą i ten stan pragnie utrzymać. Każdy, kto kwestionuje jego racje, czy styl rządzenia partią staje się automatycznie wrogiem. Tak jak miało to dotychczas miejsce względem wszystkich krytykujących rząd, którzy trafiali do jednego worka z napisem "Układ". Drugim powodem, może być chęć odwrócenia uwagi od przyczyn porażki wyborczej i zagłuszenie jakiejkolwiek dyskusji na ten temat. Po trzecie wreszcie, takie działanie umacnia pozycję Kaczyńskiego w partii. Teraz tym bardziej jest tam teraz Prezes i długo, długo nikt. Po prostu Partia to Ja.

Czemu problem pojawił się dopiero teraz? Odpowiedź jest oczywista. Przegrane wybory pokazały, że Jarosław Kaczyński nie jest wszechmocny i przy odpowiedniej mieszaninie spokoju i powściągliwości doprawionych kiełbasą wyborczą i odrobiną populistycznych zagrywek, którą zaserwowała Platforma, da się go pokonać. W pewnym stopniu stał się też ofiarą własnego miecza. PO wyciągnęła wnioski z poprzedniej kampanii, w której dała się zaskoczyć, tymczasem Prawo i Sprawiedliwość zaspało, żyjąc w przekonaniu o sondażowych manipulacjach. Pełną odpowiedzialność ponosi za to wódz.

Należy zastanowić się też, jakie skutki przyniesie dość poważna wyrwa w dotychczasowym monolicie. Odejście dwóch popularnych i uznawanych za wyjątkowo kompetentnych posłów, szczególnie w przypadku Pawła Zalewskiego, raczej nie poprawi wizerunku PiS. Z pewnością zewrze szeregi, ale ostatnie głosowanie nad wotum zaufania podczas kongresu pokazuje, że nie tego ta partia potrzebuje. Poza tym zwarcie szeregów, nie będzie wynikiem chęci współpracy dla osiągnięcia postawionego sobie celu, ale wyglądać będzie raczej jak Armia Czerwona, za którą kroczyło NKWD, dbając, by nikt nie próbował ucieczki, choć i to nie działa wystarczająco dobrze, bo mimo podpisywanych deklaracji o lojalności, obok dwóch byłych wiceprezesów, PiS stracił jeszcze posła Krzywickiego (ale też lojalka, to nie pistolet). Część wyborców może natomiast uderzyć sposób, w jaki rozstrzygnięta została różnica zdań. Może nie podobać się też brak partyjnej demokracji, choć na tym polu zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości nie spodziewali się chyba zbyt wiele. Wciąż jednak nie wszyscy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego, część na pewno głosowała raczej pomimo Jarosława Kaczyńskiego. Póki co, ostatnie wydarzenia dostarczają tylko niezbyt odkrywczych argumentów przeciwnikom PiS, nie przynosząc partii wymiernych korzyści. Na myśl przychodzi też styl prowadzenia partii przez Andrzeja Leppera, ale on nie próbował tego tuszować. Może i tym razem pojawi się kontrowersyjna okładka "Wprost"?

Pozostaje pytanie, czy jest się czym przejmować? I tak, i nie. Z jednej strony wszystko co szkodzi PiS-owi oddala jego szansę na powrót do władzy, czego osobiście bym nie chciał. Poza tym w swojej małości cieszę się, gdy Kaczyński pije piwo, którego sobie nawarzył. Jednak budzi i będzie budzić mój sprzeciw brak demokracji, czy walka z nią w miejscach, które powinny być jej źródłem, a które bez niej nie powinny istnieć. Chociaż wybór partii jest dobrowolny i każdy powinien godzić się na panujące w niej zasady, to nie powinna tam dominować i decydować jednostka. Tak jak w klasie najsilniejszy uczeń nie powinien terroryzować innych, a każdy powinien mieć równe prawa, tak w partii każdy powinien mieć prawo do zabrania głosu. W przeciwnym wypadku czym staje się partia?

Brak komentarzy: