sobota, 20 października 2007

Esbjerg Aquarium

Ostatni tydzień obfitował w wycieczki i zwiedzanie. Zaczęło się już w sobotę. Choć planowaliśmy wypad do Arhus, skończyło się na akwarium w Esbjergu.

Po drodze do rzeczonego akwarium odwiedziliśmy też nieco dziwne miejsce, wyglądające jak pogańskie miejsce kultu. Bez wątpienia nie jest ono dawnego pochodzenia, ale sprawia ciekawe wrażenie. Na niewielkiej polanie stoi drewniany Światowid, bądź lokalna jego odmiana, figura niezidentyfikowanego ptaka, kilka niewielkich, niepokrytych szałasów i drewniany „labirynt%rdquo; o spiralnym kształcie. Wciąż tajemnicą pozostaje dla nas kto i po co to wszystko postawił. Na myśl przychodzi ktoś w rodzaju harcerzy, choć to chyba niewłaściwy trop.

W końcu, po niemal godzinnym marszu udało się dotrzeć do akwarium (zastanawiam się, czy nie ma na to lepszego polskiego słowa). Niestety zjawiliśmy się o parę minut za późno i zdążyliśmy zaledwie na końcówkę karmienia fok. Na szczęście strata była nie tak wielka, gdyż można je było później oglądać przez szybę zbiornika, co robiło chyba nawet większe wrażenie. Foki, przyzwyczajone do obecności ludzi, zachowywały się jak opłaceni aktorzy. Podpływały bardzo blisko szyby, na odległość kilku zaledwie centymetrów, pozwalając dobrze się im przyjrzeć w trakcie nurkowania.

Obok znajduje się zagroda dla norek. Na niewielkiej powierzchni żyje tam ponad dziesięć tych pociesznych zwierząt. Udało się nam być świadkami zabawnego zdarzenia. Jedna z norek zdobyła kawałek ryby, ale nie była w stanie spokojnie go zjeść, gdyż zaraz w pogoń za nią rzuciła się reszta stadka. Zamieszanie w zagrodzie było ogromne, a wszystkie, jak jeden mąż, goniły zdobywcę jedzenia.

Po norkach przyszła kolej na okazy morskie. W dość dużym budynku zgromadzono ogromną ilość najróżniejszych ryb, mięczaków, skorupiaków itp. Co ciekawsze zostały uwiecznione na zdjęciach. Zobaczyć tam można najróżniejsze ryby głębinowe, płaszczki, ławicę dorszy, dziesiątki krabów, krewetek, ośmiornice, węgorze i inne okazy żyjące zarówno w Morzu Północnym, jak i innych morzach. Wielką atrakcją jest basen, w którym pływają ryby i płaszczki nie bojące się odwiedzających. Nie wiem w jaki sposób zostały do tego przystosowane, ale wręcz chętnie podpływają do ludzi i każdy może je dotknąć czy pogłaskać. Bardzo ciekawe doświadczenie.

Oprócz eksponatów żywych, w muzeum znajduje się też kilka sal pokazujących nieco historii duńskiej żeglugi i rybołówstwa. Można tam zobaczyć kilka statków, łodzi, rekonstrukcje rybackich chat, a nawet wypchaną krowę, efektownie podwieszoną nad głowami odwiedzających. Na końcu odwiedziliśmy bunkier i plac zabaw z wysoką zjeżdżalnią, nieco egzotyczną karuzelą i rozciągniętą stalową liną z bloczkiem do zjeżdżania na niej.

Być może słowa tego nie pokazują w dostatecznym stopniu, ale wycieczka była bardzo udana i 85 koron wydane na bilet wstępu okazało się dobrze wydanymi pieniędzmi.

1 komentarz:

okrutny.krisek pisze...

mm, pieknie Krzychu!
i w oka mgnieniu Twoj blog zamienil sie 'z kamera wsrod zwierzat' ;)
pozdrawiam :)
Krupnik