środa, 14 listopada 2007

Cóż tam, panie, w polityce?

Jeszcze nie doszło do ostatecznej zmiany warty, ale polityczne przepychanki rozkręciły się na dobre. Niestety muszę czerpać z nieco ograniczonych źródeł i nie widzę wszystkiego na własne oczy, ale wydaje się, że politycy pobijają nowe rekordy. Walka idzie na absurdalne pomysły, głupie wypowiedzi i wzajemne oskarżenia. A wszystkiemu wtórują internauci.

Wydarzeń, nie wiedzieć czy to śmiesznych, czy żałosnych od 21 października mieliśmy wiele. Zaczęło się od wspominanego już przeze mnie "szerokiego frontu obrony przestępców", później było szukanie winnych tak wysokiej frekwencji, z publiczną telewizją zachęcającą do udziału w wyborach na czele, mieliśmy parlamentarną mniejszość reprezentującą większość społeczeństwa w "złotych ustach" posła Kuchcińskiego. Do dziś Tusk, który lada dzień będzie miał gotowy rząd, nie usłyszał gratulacji od prezydenta wszystkich Polaków głosujących na PiS, kontrowersje pojawiały się nawet przy mianowaniu marszałków seniorów. Hanna Gronkiewicz-Waltz została oskarżona przez ludzi prezydenta o sabotaż, bo remontowane jest Krakowskie Przedmieście. Były też zdarzenia nieco poważniejsze, jak symboliczne zrzeczenie się stanowisk wiceprezesów PiS przez Dorna, Ujazdowskiego i Pawła Zalewskiego, odebrane jako zdrada przez prezesa, który wezwał buntowników do złożenia mandatów. W końcu "partia to ja", a może raczej "mówisz PiS, myślisz Kaczyński". Była batalia o łączenie stanowisk z mandatem posła, która toczyła się między marszałkiem Komorowskim a posłem Ołdakowskim, bo pozostali się podporządkowali. Nawet jeśli nie mieli takiego obowiązku, to dobrze wpłynie to na ich sejmową pracę. Mieliśmy też okazję obserwować "ostatnie podrygi konającej ostrygi" pod postacią powołań na prokuratorów krajowych, ambasadorów na wielomiesięczne wakaty, czy zatwierdzenie ostatniego dnia projektu przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Nie oceniam pomysłu, ale nie decyzja na pewno nie była konieczna. Było też straszenie grą na rozwiązanie nowego Sejmu przez prezydenta, ale chyba znacznie przesadzone. Może niektórzy by chcieli walczyć w ten sposób, nie sądzę jednak, aby do tego doszło. Z resztą może i Sejm wyrobi się z nowym budżetem. Jarosław Kaczyński powtarza cały czas, że Tusk jest kłamcą, a on sam kłamać nie potrafi.

W ostatnich dniach pojawiła się też propozycja przewodniczącego komisji spraw zagranicznych dla Pawła Zalewskiego, co było bezpośrednią przyczyną napisania tego posta. Sprawie już ukręcono łeb. Pozycja Zalewskiego w oczach jedynego władcy partii jest słaba, a chęć przyjęcia stanowiska od znienawidzonej PO, potraktowana została jak zdrada (już trzecia). PiS dba więc, jak na porządną partię przystało, o kręgosłup ideologiczny wszystkich swoich członków, nawet tych wyrastających tam znacznie ponad przeciętność. Im ten kręgosłup się po prostu zgina. To, co wywołało mój uśmiech, to wypowiedź Joachima Brudzińskiego, który wyczuł drugie dno propozycji Platformy i z zadowoleniem stwierdził: "Cieszę się z tej deklaracji. Okazało się, że Paweł Zalewski jest zbyt doświadczonym politykiem, aby nabrać się na działania destrukcyjne, jakie wobec naszej partii prowadzi Platforma Obywatelska.", dodając, że "Plan korupcji politycznej uknuty przez PO spalił na panewce. Chcemy poważnie traktować naszych partnerów w Sejmie, ale najwidoczniej Platforma robi wszystko, aby zmarginalizować naszą partię". Co do drugiej części - być może i chwała im za to. Natomiast oskarżenia o korupcję polityczną rzucane przez sekretarza generalnego PiS są śmieszne. Jeszcze rok temu korupcją polityczną nie nazywano propozycji przejścia do PiS złożonej Renacie Beger, której towarzyszyło zapewnienie pokrycia weksli przez Kancelarię Sejmu. Wtedy nazywało się to normalną grą polityczną czy politycznymi pertraktacjami. Dziś zaproponowanie stanowiska uznanemu specjaliście w swojej dziedzinie, bez wysuwania żądań, jest korupcją polityczną. Mentalność Kalego w czystej postaci.

Wszystkim zawirowaniom na scenie politycznej towarzyszą zwielokrotnione echa walecznych internautów. Wśród zatwardziałych fanów (fanatyków?) PiS przeważają "argumenty", że PO to postkomuniści, Tusk kłamie, zaraz zaczną "kręcić lody" i wraca stary układ (gdzieś Kaczmarka przegapiłem?). Sięgają już nie tylko do wypowiedzi Tuska z 1987r., że "polskość to nienormalność", ale nawet, choć to nie do końca związane z rządem, do artykułów Tadeusza Mazowieckiego z 1957r., a wszystko po to, aby udowodnić tezę, że PO i III RP to kontynuacja PRL-u. Do tego obrońcom PO zarzuca się chamstwo. (Wiadomo, tylko chamy głosowały na PO i Tuska z podwórka.) Padają pytania, dlaczego Tusk nie prowadzi sam samochodu, a Komorowskiego odżegnuje się od czci i wiary, bo miał czelność podnieść rękę, na pisowskiego posła. Okazuje się, że nigdy nie miał nic mądrego do powiedzenia i nigdy nic nie osiągnął (dla przypomnienia: poseł od I kadencji, kilkukrotny pracownik rządu, były minister), jest marszałkiem partyjnym, a Jurek i Dorn byli o niebo lepsi. Krzyczą z taką intensywnością, jakby było ich 70%, a to przecież mniejszość. Niemal pod każdym wpisem na popularniejszych blogach politycznych (na przykładzie Krzysztofa Leskiego, którego blog polecam) pojawiają się te same komentarze. Dorzucane do tego są oskarżenia pod adresem niemal wszystkich mediów z TVN i Gazetą na czele. Komentarze takie pojawiają się nawet pod tekstami zupełnie niezwiązanymi z bieżącymi wydarzeniami, zawsze przez tych samych użytkowników. Aż strach pomyśleć co dzieje się na blogach Ziemkiewicza, Pospieszalskiego czy Sakiewicza.

I tak nam się toczy codzienna polityka, trochę prawdziwa, trochę internetowa. Odpowiadając na tytułowe pytanie, nie jest dobrze, ale może będzie lepiej, czego sobie i Wam życzę.

Brak komentarzy: