poniedziałek, 19 listopada 2007

International Day

W ubiegły piątek na naszej uczelni odbył się International Day, kolejna impreza z rodzaju niespotykanych w Polsce. Studenci z niemal dwudziestu krajów mieli okazję zaprezentować swoje ojczyzny, choć sprowadzało się to głównie do tradycyjnych potraw.

W związku z tym była kolejna okazja do wyżerki. Niestety najpierw musieliśmy również przygotować jakieś potrawy. Postawiliśmy na pierogi z kapustą i grzybami oraz barszcz czerwony. Choć brakowało nam nieco doświadczenia, a przez słabą organizację zajęło nam to strasznie dużo czasu, po ośmiu godzinach mieliśmy gotowe 360 ugotowanych i obsmażonych pierogów, na które zużyliśmy grubo ponad dwa kilogramy mąki. Ponieważ to mi przyszło je gotować i smażyć, spędziłem na nogach ok. 4 godzin, co następnego dnia poskutkowało nieznanym mi bólem. Przekonałem się, że nogi mogą się bardzo zmęczyć nie tylko bieganiem, a stanie może być bardziej męczące niż chodzenie. Na szczęście wszystko działo się w przyjemnej atmosferze, bo było nas w sumie pięcioro.

Następnego dnia przed 12 rozpoczęła się właściwa impreza. Na stołówce rozstawione zostały stoły, przy których miejsca zajęli reprezentanci poszczególnych krajów, a wśród nich Dunki, Niemki, Chinki, Turcy i kilkanaście innych narodowości. Wśród specjałów godnych zauważenia znalazły się niemieckie serdelki i piwo, piekielnie pikantna wołowina przygotowana przez Nepalczyków, świetne czekoladki Brazylijczyka i islandzka jagnięcina. Do ciekawostek należy zaliczyć suszoną rybę, która nie była ani smaczna, ani przyjemna w jedzeniu, rekina o nieznanej mi postaci, którego nie spróbowałem, oba "przysmaki" z Islandii. Było też sushi, które jednak ostatnim razem mi nie posmakowało, więc tym razem nawet go nie próbowałem, bośniacka suszona wołowina, która była zaskakująco smaczna i irański napój na bazie jogurtu. Nasze potrawy, choć wyszły zaskakująco dobrze, nie wszystkim smakowały. Niektórzy barszczem byli zachwyceni, ale wiele osób, nie znając wcześniej tego przysmaku, nie potrafiło go docenić. Więcej osób polubiło pierogi, ale równocześnie mniej się nimi zachwycało. Wniosek, barszcz albo się kocha, albo się go nie lubi ;).

Całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem, szczególnie dla uczelni, która wykorzystała je w celach promocyjnych i zaprosiła kandydatów na studia. Dzięki temu koszty przygotowania potraw pokryte zostały przez Business Academy. Najciężej przyjęły je chyba żołądki, ale obyło się bez poważniejszych problemów.

Brak komentarzy: