piątek, 31 sierpnia 2007

Stosunki Międzynarodowe

W Esbjergu mijają kolejne dni i z każdym dniem jest okazja poznawać nowych ludzi. Atmosfera w akademiku jest rewelacyjna, a kuchnia na najwyższym piętrze stała się centrum kulturalnym. Coraz lepiej układają się relacje z innymi przyjezdnymi, jemy wspólne kolacje, a wczoraj była nasza (Polaków) kolej na gotowanie. Żeby nie zrujnować się finansowo obiadem dla kilkunastu osób, zdecydowaliśmy się na placki ziemniaczane. Potrawa pracochłonna, ale wyjątkowo tania. Jak dotąd współpraca na tym polu wychodzi całkiem dobrze i klaruje się całkiem fajna ekipa.

Po kolacji przychodzi czas na delikatne imprezowanie. Jest okazja pogadać z najróżniejszymi ludźmi, a przy tym ćwiczyć swój angielski. Brakuje jedynie polskiego piwa i ładnej pogody - ale nie można mieć wszystkiego. Wczoraj miał miejsce najazd Polaków, byliśmy dominującym narodem. Poznałem kilka kolejnych osób i znów siedzieliśmy do trzeciej w nocy. Muszę się nieco zdyscyplinować w tym względzie, bo od przyszłego tygodnia zaczynają się normalne zajęcia i nie mogę być cały czas wypruty. Znów najwięcej gadaliśmy z Holendrami, którzy są chyba najbardziej towarzyscy z poznanych jak dotąd narodowości, choć są też ludzie z innych krajów, szczególnie będący już dłużej w Esbjergu, którzy im nie ustępują.

Niektóre rozmowy schodzą na nieco ambitniejsze tematy, niż napoje alkoholowe w różnych krajach, czy piłkarskie sympatie i bardzo wyraźnie widać w nich różnice kulturowe. Szczególnie warte zauważenia są dwa przypadki. Pierwszy to Portugalczyk o imieniu Bruno, drugi Holender irańskiego pochodzenia Ali. Ponieważ rozmawialiśmy o zdarzeniach 11 września, pokazali swój stosunek do Stanów Zjednoczonych i w ogólności światowej polityki. Obaj wyznają spiskową teorię zamachu na WTC, choć z różnym poziomem przekonania, czy nawet fanatyzmu.

Bruno jest zdecydowanie negatywnie nastawiony do USA, dość bezkrytycznie podchodzi do tez stawianych czy to w filmie Farenheit, czy innych tego typu publikacjach. Dodatkowo jest w pewnym stopniu zwolennikiem komunizmu - na pewno z racji tego, że niewiele o nim wie, brakuje mu też świadomości ekonomicznej. Pozytywnie wypowiadał się o Hugo Chavezie, podoba mu się Che Guevara, choć wydaje mi się, że zna go tylko z "Dzienników motocyklowych", gdzie chyba nie pokazano całej prawdy o kubańskiej rewolucji, a skupiono się na młodości Che (sam filmu nie widziałem, opieram się tylko na relacjach). Nie jest świadomy do czego rewolucja doprowadziła, ma też absurdalnie dobre zdanie o aktualnej sytuacji na Kubie. Kiedy stwierdziłem, że nie ma tam wolności, prześladuje się opozycję, wielu dysydentów musiało uciekać z kraju, a komunizm (i amerykańskie embargo) doprowadziły do skrajnej biedy, odpowiedział frazesami, że może są i biedni, ale przynajmniej są szanowani. Zastanawiam się przez kogo. Jako argument w obronie socjalizmu podał też darmową służbę zdrowia, zapominając o jej poziomie. Nie jest też chyba świadomy, że jeśli za coś płaci państwo, płacą za to obywatele. Można powiedzieć, że przyjął fałszywą, utopijną lewicową wizję, lansowaną przez apologetów tego kalekiego ustroju.

Postawa i przekonania Alego, są zdecydowanie bardziej radykalne, fanatyczne, ale jest to zrozumiałe z racji jego pochodzenia i religii. Zamach 11 września uznaje za spisek masonerii, do tego dorzuca oczywiście Żydów. Osamę bin-Ladena i Saddama Huseina uznaje za agentów CIA. O ile w przypadku pierwszego istnieją przynajmniej słabe podstawy aby tak sądzić, to co do nieżyjącego już Huseina, jest to z lekka absurdalne. Za wolnomularzy ma rodzinę Bushów, All-Seeing Eye pojawiający się na banknocie jednodolarowym oraz piramidalne zwieńczenie waszyngtońskiego Obelisku uznaje za dowody potęgi i spisku masonerii. Idąc dalej demokratyczny ustrój uważa za wymysł tej sekty, czy może raczej zrzeszenia i to demokracja ma być słynnym New World Order. Twierdzi też, że masoni kontrolują wybory, nie zrozumiałem jednak czy fałszując je, czy też finansując kampanie i wpływając na decyzje obywateli. Z nienawiścią wyraża się też o Stanach Zjednoczonych, co jest jednak całkowicie zrozumiałe, z racji wychowania, jakie otrzymał. Wszakże czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Jedyne z czym mogłem się zgodzić, to stanowisko, że wojna w Iraku nie miała na celu walki z terroryzmem, a chodziło tylko o dostęp do ropy. Twierdzi też, że Stany kontrolują światowe wydobycie ropy, nie przyjmując argumentu, że robi to OPEC. Ponadto wspominał też o Hugo Chavezie, uwielbia go tylko za to, że wchodząc na mównicę w ONZ po G. Bushu, powiedział, że stał tam wcześniej diabeł i jeszcze czuje zapach popiołu. Zachowanie z lekka dziecinne i demagogiczne, ale jak widać do niektórych trafia. Ali zapomina, albo nawet nie wie, co Chavez robi w swoim kraju, z kim współpracuje i do czego prowadzi swój naród. W naszym kraju osoba o takich poglądach śmiało byłaby nazwana lewackim oszołomem i byłoby to, jak rzadko, wyjątkowo trafne. Sąsiad z Tabrizu z poparciem wyrażał się też o zamachowcach-samobójcach, wyciągnął fakt, że państwo Izrael zostało utworzone na siłę, aby pozbyć się Żydów z reszty świata. Niestety trudno było mi wysuwać kontrargumenty, bo o wszystkim wypowiadał się z wielkimi emocjami, niemal krzycząc i nie bardzo dając dojść do głosu.

Wszystko to pokazuje jak silnie nasze przekonania uwarunkowane są pochodzeniem i tym, co widzimy w mediach. Dwie opisane przeze mnie osoby nie zadają sobie trudu, aby zweryfikować swoje źródła, poznać stanowisko drugiej strony. Przyjmują wszystko i tylko to, co wpasowuje się w przyjęty przez nich światopogląd czy przekonania. Wydawało mi się, że muzułmanin żyjący w zachodniej Europie staje się nieco bardziej oświecony, jednak widzę, że islamska ideologia jest w nich zakorzeniona tak głęboko, że każdy z nich jest do pewnego stopnia fanatykiem. Muszę jeszcze się dowiedzieć co na ten temat myślą Turcy, jednak będzie to trudniejsze, z racji ich problemów językowych. Mam nadzieję, że miło się zaskoczę, jako że prędzej czy później Turcja będzie członkiem Unii Europejskiej.

Brak komentarzy: