wtorek, 25 września 2007

Kolacja prawie służbowa

Temat tego posta jest nieco błahy, jednak poczułem ochotę opisania wczorajszej kolacji. Kolacja nie taka zwykła, bo na zaproszenie prowadzących, a to dzięki wizycie polskiego doktora z rzeszowskiej Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania. Stwierdzili, że będzie mu raźniej, jeśli obecny będzie ktoś mówiący po polsku i dlatego otrzymałem zaproszenie. Okoliczności może nie napawające dumą czy chwałą, ale za to świetna okazja aby poznać nieco bliżej Duńczyków. Dzięki temu zdobyłem trochę mało istotnych, ale ciekawych informacji, a i relacje z prowadzącymi na pewno się poprawiły.

Na początek kwestie bardziej przyziemne, a więc oprawa samej kolacji. Wybierając się na miejsce, niestety oddalone o pół godziny od akademika, sądziłem, że będzie to jakaś większa kolacja z władzami uczelni, tym bardziej, że nie wiedziałem z jakiego powodu gość z Polski przybył. Tymczasem okazało się, że było nas tylko pięcioro: ja, dr Pancerz, moi prowadzący Bent i Anne-Mette oraz wykładowca z sąsiedniego uniwersytetu, którego imienia i nazwiska oczywiście nie zapamiętałem, ba, nawet wyraźnie nie usłyszałem. Restauracja chyba przeciętna, zważywszy na wystrój, papierowe obrusy przykrywające właściwe, materiałowe i ceny potraw chyba niewygórowane, oczywiście jak na warunki duńskie. Ponieważ to nie ja płaciłem, mogłem skupić się na lewej stronie menu. Ofiarą moją padł "steak au poivre" wyposażony w warzywa, m.in. szparagi oraz śmiesznie podany ziemniak. Wspomnianego ziemniaka potraktowano dość dziwnie. Wyglądał na ugotowany w mundurku, a może upieczony, owinięty był folią aluminiową, przekrojony do połowy, ozdobiony odrobiną sosu czosnkowego (o ile pamiętam) i z zatkniętą łyżeczką w środku. Tyle ciekawy, co niewygodny w jedzeniu. Do tego przed posiłkiem podano nam czerwone półwytrawne wino, dobre na tyle, że musiałem się powstrzymywać, żeby zostało coś do posiłku. Niestety już przy wyborze dania gość z Polski dał przykład jak nasz kraj, a właściwie warunki w jakich żyjemy nas ograniczają. O ile ja w miarę szybko zacząłem czuć się swobodnie (szkoda sobie wstydu narobić, więc nie było wyjścia), to przybyły doktor nie bardzo wiedział co robić, co wybrać, ani jak zamówić. Swoje robiły też problemy językowe, pokazując, że angielski nadal jest dla nas dużym problemem, który dotyka nawet środowiska akademickie.

O jedzeniu tyle, czas na wspomniane mało przydatne, acz ciekawe informacje. Chaosu uniknąć chyba nie zdołam, więc spróbuję zasłyszane fakty wymieniać w punktach, bez zbędnego ubierania w nic nieznaczące słowa.

  • Najniższy podatek, nie licząc kwoty prawie wolnej od podatku, to, tak jak już wiedziałem, 39%, łącznie z ubezpieczeniem społecznym;
  • Duński student, za sam fakt studiowania otrzymuje, według różnych źródeł, 5 lub 6 tys. koron (1 korona = ok. 50 gr)
  • Duńczycy narzekają na podatki, przynajmniej pracownicy uczelni, którzy są bardzo dobrze opłacani (jeśli trochę pogrzebię, to może uda mi się wydedukować ile zarabiają)
  • Mieszkańcy Nordic Union mają w każdym kraju niemal identyczne prawa. Mogą nawet głosować w lokalnych wyborach.
  • Duńczycy niechętnie korzystają z możliwości wyjazdu na studia zagranicę. Najchętniej jeżdżą do USA, bądź do krajów Dalekiego Wschodu.
  • W Esbjergu studiuje więcej Chińczyków niż sądziłem, choć muszą płacić czesne w wysokości 15 tys. koron na semestr. Istnieje nawet oddzielna grupa na tutejszym Zarządzaniu przeznaczona tylko dla Chińczyków.
  • Choć przybywają tu tak licznie, nie wiedzieć dlaczego, to często mają problemy z nauką. Nie są przyzwyczajeni (trochę jak my) do podejścia problemowego. Najwyraźniej u siebie głównie wkuwają książki.
  • Nie są też przyzwyczajeni do zabierania głosu. W Chinach uczeń czy student nie ma własnego zdania.
  • Tak jak Polacy nie mają hamulców przed ściąganiem. Na mojej uczelni zanotowano przypadek, kiedy czworo Chińczyków napisało egzamin identycznie. Posługiwali się komunikatorem, którego mało przewidujący Duńczycy nie zablokowali.
  • Nagminnie kopiują fragmenty innych prac, popełniając zwyczajny plagiat.
  • Jeden z Duńczyków zna nazwisko Jaruzelski, choć nie potrafił go za bardzo wymówić ;)

Tyle ciekawostek, może sobie jeszcze coś przypomnę.

Brak komentarzy: