środa, 19 września 2007

Paradoks kłamcy

Dziś miała miejsce warszawska konwencja PiSu. Oczywiście wystąpił na niej nasz ulubiony premier, który łaskawie podzielił się z nami swoimi przemyśleniami. Dowiedzieliśmy się, że "w Warszawie mamy do czynienia z eksperymentem", jakim jest lokalna koalicja PO i LiDu. Ta sytuacja ma być obrazem współpracy na szczeblu krajowym. Czyżby premier podświadomie czuł, że zostanie od władzy odsunięty? Osobiście pewności nie mam.

Jarosław Kaczyński oburzył się, że PiS jest kontrolowany przez media, a opozycja nie. Sytuacja rzeczywiście niepokojąca. Przecież publiczne media, pozostające na usługach rządu, powinny kontrolować inne partie bardzo dokładnie i szukać haków przynajmniej z takim zapałem jak robi to prokuratura. Niestety "ten ważny mechanizm kontroli nie funkcjonuje w Warszawie. Gdzie są te wielkie kampanie medialne przeciw temu, co wyprawia w Warszawie Platforma Obywatelska i LiD" - pytał. Wydaje mi się, że pytanie powinien kierować do prezesa Urbańskiego, albo przynajmniej pani Patrycji Koteckiej. Może minister Ziobro mógłby w tej sprawie z nią porozmawiać? Cała dysfunkcja mechanizmu medialnej kontroli jest "zagrożeniem dla demokracji", jak dodał premier. Swoją drogą polityk tak doświadczony jak Jarosław Kaczyński powinien być świadomy, że fundamentem demokracji jest trójpodział władzy i choć czwarta wspomaga trzy wcześniejsze, to one są przede wszystkim odpowiedzialne za funkcjonowanie tego ustroju. Parlament ma kontrolować rząd, nad wszystkim czuwać ma bezpartyjny, rozważny prezydent, a z boku wszystkiego pilnować ma władza sądownicza. Jak wygląda to dziś?

Premier przekonująco obalił też twierdzenia PO, która od dwóch lat prowadzić ma bezprecedensowo agresywną kampanię, w której zarzuca PiSowi zawłaszczanie państwa (rzeczywiście musi być niesamowicie agresywna, skoro przebija prezydencką, z dziadkami w Wermahcie). Powiedział: "-Nie będę polemizował z tymi nieprawdziwymi stwierdzeniami." Po prostu geniusz retoryki! Z wielką łatwością i gracją odbija tak ciężkie zarzuty. Jak każdy prawdziwy wojownik, od razu przeszedł do kontrataku: "Chciałbym zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Warszawie. Każdy może przytoczyć mnóstwo przykładów, że nie ma żadnego powstrzymywania się. Mamy tu z działaniami intensywnymi, przypisywanymi nam." Oczywiście premier nie jest "każdym", więc przykładów nie przytoczył. Ciągnął jednak dalej: "Tendencja do przejmowania i dzielenia się tortem w sposób nieuprawniony jest dla PO i jej sojusznika niezwykle wręcz silna." Rzeczywiście, bezprawnie zajmują stanowiska nie dopuszczając Prawa i Sprawiedliwości do koryta.

Najlepsze pojawia się jednak na końcu. Zastanawiam się dlaczego piszę tego posta, ponieważ najprawdopodobniej wszystkie zawarte tu informacje są nieprawdziwe. Konwencji prawdopodobnie nie było. Skąd taki wniosek? Premier, którego przecież nie powinniśmy podejrzewać o kłamstwa czy manipulacje, powiedział, że "prawda w życiu publicznym została zachwiana od samego początku, od 1989 roku." Szkoda, że zaczął o tym mówić dopiero teraz, a najwcześniej dopiero po wyborach. Wcześniej kłamliwa była co najwyżej "Trybuna", z czym akurat nie ma sensu polemizować. Jednak premier idzie dalej: "W ostatnich latach zmiana na gorsze nastąpiła wręcz radykalna. Nie ma żadnego związku miedzy relacjami w mediach a faktami." Stąd mój wniosek, że spędziliście ostatnie kilka minut, na czytaniu bredni, wymysłów mediów, które żadnego związku z prawdą nie mają. Dodatkowo musiały się one zmówić, bo wszystkie piszą mniej więcej to samo. Mózgiem operacji był chyba PAP, bo nawet na oficjalnej stronie PiSu opierano się na notatce PAPu. Pozostaje jednak tytułowy paradoks kłamcy. Skoro media nikczemnie włożyły w usta premiera te słowa, które nie mają żadnego związku z faktami, to w końcu mówią prawdę, czy nie?

Brak komentarzy: