niedziela, 9 września 2007

Podwójnie zwycięski wyjazdowy remis

Jak pewnie wszyscy już wiedzą, wczoraj polska reprezentacja zanotowała "zwycięski remis" z drużyną Portugalii. Zwycięski dlatego, że Portugalia jest naszym bezpośrednim rywalem, a nikt o zdrowych zmysłach nie liczył na zwycięstwo. Portugalia od lat nie przegrała meczu eliminacyjnego u siebie, a w tych eliminacjach jeszcze nie straciła gola na swoim boisku.Stąd wynik 2:2 należy uznać za duży sukces. Na nic zdały się wielkie gwiazdy, nazwiska, kwoty transferów. Portugalia nie gra tak dobrze jako drużyna i widać wyraźny brak dobrego napastnika. Nuno Gomes, który rozpoczął wczorajszy mecz w pierwszym składzie nie pokazał nic, a późniejsze postawienie na środku ataku Christiano Ronaldo to też pomyłka. Mimo, że jest świetnym zawodnikiem, jednym z najlepszych na świecie skrzydłowych pomocników, to w ataku po prostu brakuje mu sprytu, a może ogrania na tej pozycji. Chociaż Portugalia grała lepiej, to nie miała zbyt wielu okazji strzeleckich i trzeba przyznać, że gole zdobywali nieco szczęśliwie i nie stworzyli żadnej "setki", za co pochwały należą się naszym zawodnikom. Nasze sytuacje również nie były świetne, najlepszą zmarnował Smolarek, ale przy odpowiedniej dozie szczęścia i błedach bramkarza Ricardo udało się zdobyć dwa gole.

Dość analiz, specjalistą nie jestem, a czas wyjaśnić słowo "podwójnie" z tytułu. Wyjaśnienie bardzo proste. Od kilku dni Portugalczycy, szczególnie jeden, z którym grałem w piłkę, odgrażał się jak Portugalia rozgromi Polskę. Zapowiadał 4:0, albo jeszcze więcej. W dodatku wspólnie oglądaliśmy mecz w internecie (niestety strasznie się przycinało, ale to inna sprawa), więc emocje były wielkie. Od naszej radości i zaskoczenia pierwszym golem, później niespodziewany gol Maniche, którego właściwie nie widzieliśmy, a jedynie o nim usłyszeliśmy (wspomniane problemy z transmisją). Po kolejnym golu Ronaldo, Marco siedział zadowolony, a my lekko zasmuceni, choć przynajmniej nie mieliśmy się czego wstydzić. Aż do 87. minuty, kiedy niemalże wpadliśmy w euforię, a niedawno odgrażający się Marco zamilkł załamany. Ostatnie 5 minut było bardzo nerwowe, ale udało się. Wieść rozeszła się bardzo szybko, a i wynik został doceniony przez międzynarodowe towarzystwo w akademiku.

Nie można jednak osiadać na laurach. Mam nadzieję, że w środę weźmiemy odwet za porażkę na początku eliminacji i pokażemy Finom gdzie ich miejsce. I na koniec gole na YouTube:

Brak komentarzy: